Na Dzień Nauczyciela wciskają zegarki za 800 zł. „Przez takich rodziców czuję się jak biedak”
Nie proszę o prezenty, ale co roku dostaję coś, co zamiast cieszyć, wbija mnie w ziemię. Nie po to zostałam nauczycielką, żeby czuć się jak uboga krewna.

Piszę ten list, bo zbliża się Dzień Nauczyciela i znów mam ten sam ścisk w żołądku. Pracuję w szkole podstawowej od kilkunastu lat. Uwielbiam dzieci, kocham swoją pracę i nigdy nie wybierałam tego zawodu dla pieniędzy. Ale od kilku lat coraz trudniej mi znieść to, co dzieje się wokół 14 października.
Drogie prezenty dla nauczycieli zamiast zwykłego „dziękuję”
Rodzice uczniów prześcigają się w pomysłach na „prezent dla pani”. Zamiast laurki czy kilku ciepłych słów, dostaję zegarki za 800 zł, bransoletki ze złota albo vouchery do luksusowych spa. Wiem, że to ma być „gest wdzięczności”, ale mnie takie gesty zawstydzają. Normalnie nie stać mnie na podobne rzeczy i czuję się wtedy, jakbym była kimś gorszym.
Nie raz słyszałam: „Pani Kasiu, przecież pani tyle robi dla naszych dzieci, chcemy się odwdzięczyć”. Doceniam dobre intencje, naprawdę. Ale gdy w klasie pojawia się eleganckie pudełeczko z logo znanej marki, a ja mam je otworzyć przed wszystkimi, czuję, jakbym została postawiona pod ścianą.
Nauczycielka: nie chcę litości ani protekcji
Nie zarabiam kokosów − to żadna tajemnica. Nauczycielska pensja nie pozwala na zbytki, ale nigdy nie oczekiwałam, że rodzice będą mnie w tym wyręczać. Te drogie prezenty to nie podziękowania, tylko niezręczne przypomnienie, że żyjemy w dwóch różnych światach.
Zdarzyło się nawet, że jedna z mam zażartowała: „Teraz to pani będzie miała lepszy zegarek niż ja!”. Uśmiechnęłam się, bo co miałam zrobić. A w środku chciało mi się płakać. Zegarek trafił do szuflady, bo nie miałam serca go nosić.
Niektórzy powiedzą: „Przecież mogłabyś odmówić”. Tak, teoretycznie tak. Ale spróbujcie powiedzieć nie przed grupą rodziców, którzy patrzą na was z dumą, że zrobili coś wyjątkowego. Odmowa zostałaby odebrana jako niewdzięczność. Więc przyjmuję, dziękuję i czuję się coraz gorzej.

Marzę o laurce od dziecka, nie o złotej biżuterii
W pokoju nauczycielskim często rozmawiamy o tym w gronie koleżanek. Większość z nas wcale nie chce tych prezentów. Marzymy o czymś prostym − szczerym uśmiechu, laurce od ucznia, kilku miłych słowach. To naprawdę wystarczy, żeby człowiek poczuł, że jego praca ma sens.
Drogie mamy i drodzy ojcowie − nie kupujcie nam drogich prezentów na Dzień Nauczyciela. Nie dlatego, że jesteśmy niewdzięczni, tylko dlatego, że nie chcemy, żebyście musieli coś udowadniać. Nie chcemy, żeby ktokolwiek w tej klasie czuł się lepszy albo gorszy.
Najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam, to był list napisany nieporadnym pismem uczennicy z trzeciej klasy. „Dziękuję, że pani mnie lubi, nawet jak mam dwóję” − napisała. Tę karteczkę mam do dziś. I właśnie dla takich chwil zostałam nauczycielką.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Usłyszałam w Decathlonie ojca: „Składam reklamację na dziecko”. Jego córka ścisnęła but w dłoni