Reklama

Edukacja zdrowotna w szkołach – nowość, która wzbudza emocje

Pisząc ten tekst, czuję się, jakbym znów wracała do dawnych dyskusji o wychowaniu w rodzinie czy religii w szkołach. Tematy niby różne, a emocje zawsze te same – gorące, podzielone, momentami bardzo radykalne. Od września w szkołach podstawowych i średnich ma pojawić się edukacja zdrowotna. Zajęcia nie są obowiązkowe, co oznacza, że to rodzice zdecydują, czy dziecko w nich uczestniczy.

Reklama

W teorii brzmi to jak krok w stronę świadomości – rozmowa o zdrowiu fizycznym i psychicznym, o nawykach, które mogą chronić przed chorobami, o tym, jak radzić sobie ze stresem. Ale wystarczy zajrzeć na fora i do mediów społecznościowych, by zobaczyć, że dla wielu osób to wcale nie jest neutralny temat.

W sieci krąży gotowe pismo do szkoły

Na popularnych grupach i fanpage’ach rodzicielskich pojawiły się wzory pism, które należy złożyć w sekretariacie szkoły, jeśli rodzice chcą wypisać dziecko z zajęć edukacji zdrowotnej. Post opublikowany przez fanpage „Rodzina Bogiem silna” przypomina katolickim rodzinom, że powinni złożyć taki dokument, by chronić swoje dzieci przed „deprawacją”. Autorzy twierdzą, że treści wprowadzane na lekcjach będą sprzeczne z wartościami, w których wychowują dzieci.

Pod wpisem pojawiły się setki komentarzy. Jedni chwalą pomysł i deklarują, że już złożyli stosowne pismo w szkole. Piszą: „Nie pozwolę, żeby obcy ludzie wmawiali mojemu dziecku bzdury”, albo: „Rodzice muszą trzymać rękę na pulsie”. Inni nie kryją oburzenia i ironizują, że to powrót do średniowiecza. „Zamiast edukować, wolą chować dzieci pod kloszem. A potem zdziwienie, że młodzi szukają odpowiedzi w internecie” – to tylko jedne z przykładów.

Kościół apeluje, rodzice się dzielą

Głos w sprawie zabrali także biskupi, którzy wprost apelują, by nie posyłać dzieci na nowy przedmiot. Ich zdaniem zajęcia mogą promować treści sprzeczne z nauką Kościoła i próbować podważać autorytet rodziców. To jeszcze mocniej spolaryzowało opinię publiczną. Część osób uważa, że Kościół wtrąca się w to, co nie jest jego domeną. Inni widzą w tym wsparcie i potwierdzenie własnych obaw.

Przeglądając te komentarze, mam wrażenie, że stoimy na progu kolejnej kulturowej wojny – z jednej strony rodzice otwarci na rozmowę o zdrowiu i dojrzewaniu, z drugiej ci, którzy w nowych lekcjach widzą zagrożenie. Niestety już teraz widać, że dzieci jednych i drugich nie będą miały równego dostępu do fachowej wiedzy i edukacji. A szkoda.

Nowy przedmiot – szansa czy zagrożenie?

Edukacja zdrowotna miała być odpowiedzią na rosnące problemy młodych ludzi – od otyłości po depresję. Eksperci od lat powtarzają, że szkoła powinna nie tylko uczyć matematyki i historii, ale też przygotowywać do życia. Tyle że dla części rodziców to przekroczenie granicy – bo przecież kwestie zdrowia i wychowania chcą zostawić w domu.

Patrząc na to z boku, widzę jedno – polska szkoła znów staje się miejscem ideologicznej walki. A dzieci, które miały być w centrum uwagi, znowu są jedynie pionkami w większej dyskusji. Rodzice już dziś muszą decydować, po której stronie sporu się opowiedzą – czy pozwolą swoim dzieciom uczestniczyć w zajęciach, czy od razu złożą pismo o rezygnacji.

Jedno jest pewne – temat edukacji zdrowotnej nie zniknie. Wręcz przeciwnie, dopiero teraz zaczyna się prawdziwa debata. I wygląda na to, że będzie to jeden z najgorętszych punktów nadchodzącego roku szkolnego.

Reklama

Zobacz też: Za 300 plus kupiłam dwie wyprawki i jeszcze mi zostało. Nauczcie się oszczędzać, zamiast narzekać

Reklama
Reklama
Reklama