Nauczyciele nie chcą już jeździć na wycieczki szkolne. „Nie jestem frajerką. Niech mi zapłacą”
Jeszcze kilka lat temu szkolne wycieczki były wyczekiwanym wydarzeniem, dziś coraz częściej kończą się na etapie planów. Nauczyciele mówią wprost: mają dość pracy za darmo i brania odpowiedzialności, której nikt nie docenia.

Post autorki znanej w mediach jako „Belferka w sieci” to głos, który wybrzmiewa w imieniu setek pedagogów. Kobieta napisała, że prawdopodobnie nie zorganizuje już żadnej wycieczki dla uczniów, choć przez lata robiła to z pasją i sercem.
Dlaczego? Bo po zmianach w przepisach nauczyciele, którym przepadną lekcje w czasie wyjazdu klasy, nie dostaną za nie pieniędzy. Krótko mówiąc – kiedy uczniowie jadą na wycieczkę, a nauczyciel zostaje z pustym planem zajęć, jego wynagrodzenie jest pomniejszane.
Głos nauczycielki: „Nie jestem frajerką”
„Do tej pory to było moje 'frajerstwo' – dopóki tylko ja traciłam swój czas i pieniądze, robiłam to z przekonaniem, że warto. Jednak przepisy, które weszły w życie 1 września, przelały czarę goryczy. Nie zorganizuję już żadnej wycieczki, jeśli przez moje działania mają tracić pieniądze moi koledzy i koleżanki z pracy” – napisała nauczycielka.
I trudno jej się dziwić. Bo choć wielu rodziców postrzega wyjazdy jako coś oczywistego, to mało kto zastanawia się, ile wysiłku i odpowiedzialności kosztuje to nauczycieli.
Wystarczy przypomnieć, że pedagog, który jedzie z uczniami, pracuje właściwie 24 godziny na dobę: pilnuje dzieci, reaguje na konflikty, dba o bezpieczeństwo, a często także o to, żeby wycieczka była po prostu udana.
W zamian nie dostaje premii, dni wolnych ani nawet symbolicznego podziękowania. Co więcej – jak pisze autorka posta – teraz może jeszcze tracić finansowo. I właśnie to przelało czarę goryczy.
Coraz mniej chętnych do opieki. Wycieczka? Lepiej nie ryzykować
Nie da się ukryć, że coś się w szkołach zmieniło. Z roku na rok coraz trudniej znaleźć nauczycieli, którzy chcą pełnić rolę opiekunów na wyjazdach. Kiedyś to była prestiżowa misja, dziś raczej przykry obowiązek. Wielu nauczycieli przyznaje wprost, że wycieczki to źródło stresu i obaw – o bezpieczeństwo dzieci, o własną odpowiedzialność, o ewentualne konsekwencje.
Problemem jest już nawet wyjazd z dziećmi na basen. W naszej szkole brakuje opiekunów, by takie wyjazdy mogły się odbywać − nauczyciele zwyczajnie nie chcą jeździć. W końcu nikt im za to dodatkowo nie zapłaci.
To smutne, bo dla dzieci wyjazdy to coś więcej niż tylko przerwa od nauki. To okazja, żeby zobaczyć świat, nauczyć się samodzielności i współpracy w grupie. A dla wielu – jedyna szansa na jakikolwiek wyjazd poza dom.

Kto weźmie odpowiedzialność za dzieci? Problem, który dotyczy nas wszystkich
Dyskusja o wycieczkach to nie tylko problem nauczycieli. To temat, który dotyka całego systemu edukacji i... rodziców. Bo jeśli nie będzie komu organizować wyjazdów, ucierpią przede wszystkim uczniowie.
Nauczyciele mówią coraz głośniej, że nie chcą być wolontariuszami w zawodzie, który i tak wymaga ogromnego poświęcenia. Wielu z nich już dawno przestało liczyć na wdzięczność – teraz walczą o sprawiedliwość. Jeśli mają ponosić odpowiedzialność za grupę dzieci, powinni mieć zapewnione nie tylko bezpieczeństwo, ale też adekwatne wynagrodzenie.
Sama pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu nauczycielka mojego syna zabierała klasę na każde możliwe wydarzenie: wystawy, spektakle, nawet piknik pod miastem. Robiła to z serca. Dziś mówi, że już nie da rady. Że chce pracować, ale nie kosztem siebie. I ja ją rozumiem.
Nie chodzi przecież o to, żeby rezygnować z wycieczek, tylko o to, żeby traktować nauczycieli z szacunkiem. Bo jeśli system nie doceni ich pracy, trudno oczekiwać, że będą ją wykonywać z pasją i zapałem.
Co dalej z wycieczkami szkolnymi?
Coraz więcej szkół zaczyna szukać alternatywnych rozwiązań – wycieczki organizują sami rodzice albo wynajmowane firmy. Ale to nie to samo. Wychowawca, który zna dzieci, potrafi rozładować konflikt i reagować na emocje, jest niezastąpiony. Bez niego wyjazdy stają się kolejnym punktem w kalendarzu, pozbawionym sensu wychowawczego.
Dlatego, kiedy następnym razem zobaczymy informację o szkolnej wycieczce, warto spojrzeć na nią oczami nauczyciela. Za każdym wyjazdem kryje się ktoś, kto bierze na siebie odpowiedzialność za cudze dzieci – często bez wsparcia, bez wynagrodzenia, ale z ogromnym poczuciem obowiązku.
Nie mam wątpliwości, że jeśli nic się nie zmieni, wycieczki staną się rzadkością. A wtedy stracimy wszyscy – uczniowie, rodzice i nauczyciele.
Zobacz też: Otworzyłam Librusa i zamarłam. Cały tydzień czerwony jak makowe pole