Nauczycielka: po 1 pytaniu dzieci rumienią się po uszy. Rodzice, weźcie się do roboty
„Myślałam, że to tylko trema, ale szybko zorientowałam się, że problem jest znacznie głębszy. A winowajców nie trzeba było szukać daleko” – pisze do nas Kamila, która po raz kolejny stanęła przed grupą pierwszaków.

Na początku myślała, że to nieśmiałość. Jednak wkrótce zobaczyła schemat: dzieci nie mówią, bo rodzice robią to za nie. Wchodzą z nimi do klasy, podpowiadają, poprawiają, czasem wręcz wyręczają w kontach z nauczycielami. „Nie chodzi o lenistwo pokolenia alfa. One naprawdę nie miały okazji nauczyć się podstawowych rzeczy, które w szkole są oczywiste” – tłumaczy Kamila.
Pierwsze „dzień dobry” w nowej klasie
Wychowawczyni tegorocznych pierwszaków opisuje w mailu do naszej redakcji swój największy szok. „Zadałam dzieciom najprostsze pytanie: ‘Jak masz na imię?’ – a większość z nich zrobiła się czerwona jak pomidor. Stały jak słupy soli, nie potrafiły wydusić ani słowa” – wspomina Kamila.
„Pierwszego dnia przychodzą rodzice i mówią… a wręcz paplają bez końca. Dzieci tylko kiwają głowami” – opisuje nauczycielka. „Bo Antoś nie może jeść nerkowców, Ania bardzo się stara, ale ma problemy z liczeniem, Staś powinien siedzieć blisko, bo ma problemy z koncentracją”.
Kamila przyznaje, że choć rozumie intencje rodziców – chcą chronić swoje pociechy przed stresem – w praktyce robią im krzywdę. Dziecko nie ma okazji zmierzyć się z sytuacją, przełamać tremę, nauczyć się mówić za siebie.
Podkreśla, że nie chodzi o stawianie dzieci pod ścianą czy zawstydzanie ich. „Chodzi o to, żeby pozwolić im mówić własnym głosem. O pierwsze ‘dzień dobry’, pierwsze przedstawienie się, pierwsze małe zwycięstwo w kontaktach z rówieśnikami”.
Dzieci walczą z tym przez całe życie
Brak samodzielności w tak prostych czynnościach może mieć konsekwencje na lata. Dzieci, które nie nauczyły się mówić o sobie, częściej boją się występować przed grupą, mają trudności w nawiązywaniu kontaktów i czują lęk w nowych sytuacjach.
Kamila wspomina malucha, który w pierwszym tygodniu stał przy drzwiach, przytulony do mamy, i tylko mruknął „tak” na każde pytanie. Po kilku dniach, gdy rodzice w końcu odpuścili, chłopiec zaczął sam się przedstawiać, uśmiechał się i wchodził w zabawy z rówieśnikami.
„To małe kroki, ale zmieniają wszystko. Rodzice, proszę, pozwólcie dzieciom mówić za siebie. Nie wyręczajcie ich w tym, co najprostsze. Bo to nie tylko dobry start w szkole, ale fundament na całe życie” – kończy swój list Kamila.
Nie pozostaje nam nic więcej, jak dołączyć się do tego szczerego apelu: oddajcie pierwszakom głos, a będzie im łatwiej.
Zobacz też: