„Nie chcę smutnych pieniędzy”. Julia Izmałkowa o prawdziwej cenie pracy
Są pieniądze, których Julia Izmałkowa nie bierze – nawet jeśli to „góry złota”. W rozmowie z cyklu „Mamy to!” mówi o granicach w pracy, „smutnych pieniądzach” i o tym, dlaczego prawdziwa cena pracy często nie ma nic wspólnego z przelewem.
Granice to słowo, które dziś pojawia się w rozmowach bardzo często, ale w tym odcinku „Mamy to!” nabiera ono wyjątkowo konkretnego znaczenia. Julia Izmałkowa nie mówi o granicach w teorii ani w języku poradnikowych haseł. Mówi o nich przez codzienne decyzje: z kim chce pracować, na co się zgadza i kiedy mówi „nie” – nawet wtedy, gdy stawką są duże pieniądze.
Są pieniądze, których nie chcę brać
W rozmowie pada jasna deklaracja: są pieniądze, których Julia nie chce. Nie dlatego, że może sobie na to „luksusowo” pozwolić, ale dlatego, że cena, jaką trzeba za nie zapłacić emocjonalnie, jest zbyt wysoka. To pieniądze zarobione w relacjach, które są koszmarne, w projektach, które wysysają radość i sens. Julia nazywa je wprost „smutnymi pieniędzmi” – i mówi, że ich nie chce.
Granice w pracy zaczynają się od pytania: czy ja to jeszcze lubię?
Jedną z najważniejszych granic, o których mówi Julia Izmałkowa, jest ta bardzo prosta, a jednocześnie radykalna: musi lubić to, co robi. W momencie, gdy znika radość i miłość do pracy, pojawia się sygnał, że coś poszło nie tak. Wtedy – jak mówi – albo trzeba się cofnąć i coś naprawić, albo z danego projektu po prostu się wycofać. To właśnie tam przebiega jej granica.
„Smutne pieniądze” i cena, której nie widać na przelewie
W rozmowie wybrzmiewa też ważne zastrzeżenie: bywają momenty, gdy jesteśmy „przy ścianie” i musimy zrobić coś wbrew sobie. To się zdarza. Ale nie o pojedyncze sytuacje tu chodzi. Julia mówi o wzorcu – o tym, jak ustawiamy swoje życie i pracę na co dzień. Czy praca w trudnych warunkach jest wyjątkiem, czy regułą? Czy rezygnacja z siebie jest normą?
Praca z ludźmi, których się lubi, to nie luksus
Dla Julii nieprzekraczalną granicą jest również praca z ludźmi, których się nie lubi lub z którymi współpraca jest wyniszczająca – nawet jeśli darzy ich szacunkiem. Wprost mówi, że w takich sytuacjach nie chce tych pieniędzy. Dla niej to nie jest kwestia ambicji ani wygody, ale ceny, jaką trzeba zapłacić za spokój psychiczny.
Bogaty umysł nie zawsze ma cokolwiek wspólnego z pieniędzmi
Szczególnie poruszająca w tej rozmowie jest historia ogrodnika Julii – człowieka, który nie pracuje dla pieniędzy, choć je zarabia, ale dlatego, że kocha to, co robi. Który czerpie radość z bycia potrzebnym, z tego, że ogród kwitnie i że ktoś może się nim zachwycać. Julia nazywa go jednym z „najbogatszych umysłów”, jakie zna – bogatych w miłość do życia, ludzi, pracy i sensu.
Po co nam pęd, skoro tracimy sens?
W dalszej części rozmowy pojawia się refleksja o tempie współczesnego życia – ciągłym „więcej”, pędzie, kolejnych zadaniach i zajęciach, także w wychowywaniu dzieci. Julia zwraca uwagę na coś, czego bardzo się boimy: nudy i zatrzymania. A przecież to właśnie wtedy pojawia się refleksja i prawdziwy kontakt ze sobą.
To odcinek o granicach, które nie są ani modne, ani łatwe. O pracy, która może karmić, a nie tylko zabierać. I o bogactwie, które często nie ma nic wspólnego z kontem w banku, a bardzo dużo z tym, z kim i jak żyjemy na co dzień.