Nie pozwolę dziecku oglądać „Tańca z gwiazdami”. Ostatnia afera mnie utwierdziła
Kiedyś „Taniec z gwiazdami” był programem, który oglądało się całymi rodzinami. Błyszczące stroje, znane twarze, muzyka, emocje – coś lekkiego na niedzielny wieczór. Ale po ostatniej aferze, w której wszystko kręci się już nie wokół tańca, ale wokół skandalu i kontrowersji, wiem jedno: w naszym domu tego programu nie będą oglądały dzieci.

Program, który miał łączyć pokolenia
Pamiętam początki „Tańca z gwiazdami”. Siadałam z rodzicami, a później sama, już jako dorosła, z dziećmi. Wydawało się, że to program idealny – coś między sportem a sztuką, gdzie można zobaczyć piękny taniec, a przy okazji nauczyć się nazw kroków i figur. Dzieciaki były zachwycone – muzyką, kolorami, wirującymi sukienkami.
To miała być rozrywka familijna. Taka, przy której nie muszę się zastanawiać, czy powinnam przełączyć kanał.
Skandal zamiast tańca
I nagle wszystko się zmieniło. Afera z całowaniem się Agnieszki Kaczorowskiej, komentarze, które zamiast o choreografii są o prywatnym życiu tancerzy, prowokacyjne gesty, które bardziej przypominają reality show niż taniec.
Nie mam problemu z tym, że dorosłe osoby wyrażają siebie na scenie, ale mam ogromny problem z tym, że to wchodzi do naszych domów w godzinach, kiedy przed telewizorem siedzą dzieci. Program, który miał być „o tańcu”, stał się kolejną areną do wzbudzania kontrowersji.
Dlaczego dzieci nie muszą tego widzieć
Moje dziecko ogląda i zadaje pytania. I tu zaczyna się kłopot – bo muszę tłumaczyć mu rzeczy, które jeszcze nie są dla niego. Bo nie chcę, żeby przykład idący z telewizji sprowadzał się do tego, że „w tańcu można wszystko” i że warto przekraczać każdą granicę, byleby tylko zwrócić na siebie uwagę.
Dzieci uczą się przez obserwację. Chłoną gesty, emocje, zachowania. Jeśli program telewizyjny, reklamowany jako familijny, serwuje im obraz całowania się na scenie zamiast sztuki tańca, to ja mówię: stop.
To nie jest już rozrywka dla rodzin
Nie mam złudzeń – show-biznes żywi się skandalem. Tylko że w przypadku „Tańca z gwiazdami” zawsze istniała pewna granica. Teraz została przekroczona. Zamiast lekkości, dostajemy dramę. Zamiast pięknego tańca – nagłówki z portali plotkarskich.
Dlatego nie pozwolę dziecku tego oglądać. Bo nie muszę się na to godzić. Mogę wybrać coś innego – film familijny, koncert, dobrą książkę. Cokolwiek, co nie zmusi mnie do tłumaczenia siedmiolatkowi, dlaczego dorosłe osoby całują się w programie, który miał być rozrywką dla wszystkich.
„Taniec z gwiazdami” to dziś już nie taniec, a teatr kontrowersji. I mam prawo powiedzieć: nie. Bo choć pewnie wiele osób uzna, że przesadzam, ja wiem jedno – dzieciństwo nie trwa wiecznie i nie chcę, by jego częścią były obrazy, które z tańcem nie mają wiele wspólnego.