Reklama

Od torebki do pieca do pizzy

Pamiętam, jak na początku swojej pracy dziennikarskiej pisałam o kolejkach po limitowane modele torebek w luksusowych butikach. Każdy chciał mieć na ramieniu swoją „it bag”. Dziś, gdy patrzę na Instagram, widzę coś zupełnie innego. Zamiast zdjęć nowych kolekcji Louis Vuitton – fotografie przydomowych pieców do pizzy, ręcznie robionej ceramiki czy rowerów cargo, które kosztują tyle, co mały samochód.

Reklama

Wydaje się, że luksus zmienił adres. Nie nosimy go już na sobie, tylko wprowadzamy do codzienności. I to nie po to, by epatować, ale by pokazać, że potrafimy łączyć styl z funkcjonalnością i świadomym wyborem.

Rowery cargo – nowa klasa średnia na ulicach

Jeszcze niedawno takie rowery widywałam głównie w Kopenhadze czy Amsterdamie. Dziś na warszawskich ulicach mija mnie coraz więcej rodziców wożących dzieci w eleganckich, drewnianych skrzyniach rowerów cargo. Koszt? Od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Tyle, co naprawdę dobry samochód używany.

I choć rowerem trudno dojechać na Mazury czy w góry, to w mieście staje się on symbolem stylu życia: eko, świadomego i nowoczesnego. To już nie tylko środek transportu, ale też statement – manifest tego, że stać mnie na wybór bardziej zrównoważony.

Designerska ceramika – filiżanka zamiast biżuterii

Kiedyś torebka od projektanta, dziś kubek od znanej ceramiczki. Zaczęło się niewinnie – od małych manufaktur i rękodzieła. Teraz kawa pita z filiżanki w kształcie rzeźby czy miska z charakterystycznym, niedoskonałym szkliwem stają się tak samo pożądane jak bransoletka od Cartiera.

Kiedy patrzę na znajome, które inwestują w takie rzeczy, widzę, że nie chodzi tylko o design. To raczej pragnienie otaczania się pięknem w codzienności. Tego, żeby zwykłe śniadanie z owsianką wyglądało jak kadr z katalogu.

Piece do pizzy – ogród jak z Instagrama

W czasach, gdy niemal każdy może pochwalić się drewnianym tarasem czy altaną, prawdziwym symbolem luksusu stał się… piec do pizzy. Własny, designerski, najczęściej włoski. Cena? Nawet kilkanaście tysięcy złotych.

Widziałam już niejedną imprezę w ogrodzie, podczas której gospodarz w lnianej koszuli i skórzanym fartuchu wyciągał z rozgrzanego pieca idealną margheritę. To nie tylko jedzenie – to spektakl. Własny kawałek Toskanii pod Warszawą czy Gdańskiem.

Dlaczego luksus zmienił kierunek?

Mam wrażenie, że po pandemii, po latach pogoń za logotypami, zaczęliśmy inaczej definiować prestiż. Luksus to nie tylko to, co widzą inni na czerwonym dywanie czy Instagramie. Coraz częściej to to, co sami czujemy we własnym domu czy ogrodzie.

Nowy luksus jest bliżej życia. Nie krzyczy marką, ale szepcze jakością, estetyką i wyborem. To inwestycja w styl życia, a nie w chwilowy błysk fleszy.

Symbol statusu, który zostaje na dłużej

Dziś nie pytam już znajomych, jakie buty kupili, tylko czy udało im się zdobyć miejsce w kolejce u popularnej ceramiczki albo czy nowy piec do pizzy sprawdza się przy większych spotkaniach. I to właśnie te odpowiedzi pokazują, kto ma dostęp do nowego luksusu.

Bo paradoks polega na tym, że choć mówimy o „codziennych przedmiotach”, to one coraz częściej kosztują więcej niż torebka od projektanta. Ale dają coś, czego żaden logotyp nie zapewni – poczucie, że luksus naprawdę mieszka w naszym domu.

Reklama

Zobacz także: To nowe hobby polskich czterdziestolatek. Kiedyś wyśmiewane, dziś modne i drogie

Reklama
Reklama
Reklama