Nigdy więcej all inclusive w Turcji. „Z Mielna wróciłabym bardziej wypoczęta”
Turcja, all inclusive, hotel z basenami i zjeżdżalniami – brzmi jak wakacje marzeń? Nie dla Asi. „W pewnym momencie pomyślałam, że w Mielnie, tej naszej polskiej Ibizie, odpoczęłabym bardziej” – pisze w liście do naszej redakcji. Dlaczego po powrocie z wczasów czuła się bardziej zmęczona, niż przed wyjazdem?

Piszę, bo muszę się wygadać po naszych wakacjach. W tym roku pierwszy raz poleciałam z synem na all inclusive do Turcji. Marzyłam o tym od dawna – wyobrażałam sobie, jak leżę na leżaku z książką, popijam kawę, a Bartek (12 lat) bawi się w basenie. Zero gotowania, sprzątania i codziennego biegu. Miało być cudownie. Wiosną rozwiodłam się z tatą Bartka i chciałam, żeby to był dla nas taki błogi czas odpoczynku.
No i tak było… przez jakieś 10 minut po przyjeździe. Potem zaczęła się rzeczywistość. Celowo postawiłam na resort w Antalyi przyjazny rodzinom z dziećmi, w końcu Bartek to wciąż jeszcze dziecko. No ale jakoś liczyłam, że maluchy będą bardziej oddzielone od starszych dzieci i nastolatków, sama nie wiem. Bo tu było tak: baseny pełne dzieci, na każdym kroku wrzaski, piski, chlapanie wodą. Animatorzy, stoiska z lodami, nawet kids bar.
Gdziekolwiek nie poszłam, tam głośno. W restauracji kolejki do jedzenia, dzieciaki biegające między stolikami, rodzice wpatrzeni w telefony. Na plaży to samo – pełno ludzi, gwar, muzyka z beach baru i animatorzy drący się w mikrofon co chwilę.
Imprezy, karaoke, hałas – to miały być moje wakacje?
Wieczorami marzyłam o ciszy, a dostawałam karaoke do północy, tańce przy basenie i głośną muzykę z baru. Patrzyłam na mojego Bartka, który ku mojemu zaskoczeniu bawił się świetnie i myślałam: „No dobrze, ważne, że on zadowolony”. Ale ja czułam się bardziej zmęczona, niż gdybym została w domu i zrobiła sobie tydzień wolnego od pracy.
I wiecie co? W pewnym momencie pomyślałam, że lepiej byłoby pojechać do Mielna. Serio. Wiem, że o Mielnie mówi się „polska Ibiza”, że imprezy tam do rana, pełno ludzi, hałas i muzyka na każdym kroku. Ale przynajmniej miałabym nasze morze, mogłabym kupić gofra z bitą śmietaną, kawę w papierowym kubku i przejść się brzegiem plaży o zachodzie słońca. Nawet ten tłok na deptaku by mi nie przeszkadzał, bo jednak czułabym się… swojsko.
Z Turcji wróciłam bardziej zmęczona, niż wyjechałam
Turcja była piękna, hotel super, jedzenie pyszne, ale cały ten hałas, ciągłe animacje i tłumy ludzi sprawiły, że wróciłam wykończona. Następnym razem chyba naprawdę wybiorę nasze polskie morze. Może i będzie wiało, może będzie drogo, ale przynajmniej poczuję, że naprawdę odpoczywam. Zrobiłam to dla syna, bo on naprawdę korzystał z tych wszystkich różnych rzeczy i poznał nawet jakichś kolegów, co mnie bardzo ucieszyło. Nawet angielski podszlifował. Ale jednak resort przyjazny rodzinom to już nie dla mnie.
Jeśli chcesz opisać nam swoją wakacyjną historię albo odpowiedź na list Asi, napisz do nas na adres redakcja@mamotoja.pl lub bezpośrednio do mnie hanna.szczesiak@burdamedia.pl.