Nowy przedmiot rusza już we wrześniu. Dyrektorzy zostali z ręką w nocniku
Wrzesień zbliża się wielkimi krokami, a z nim szkolne nowości. Jedną z największych jest wprowadzenie nowego przedmiotu – edukacji zdrowotnej. Ma być o ciele, emocjach, uzależnieniach, dojrzewaniu i psychice. Wszystko brzmi rozsądnie i nowocześnie. Tylko że jak zwykle coś poszło nie tak.

Wielu rodziców nie wie, że trzeba złożyć deklarację w sprawie edukacji zdrowotnej, a szkoły głowią się, ilu nauczycieli zatrudnić i gdzie znaleźć dla nich sale. Przygotowują już plany, jakby w lekcjach miały uczestniczyć wszystkie dzieci – choć nikt nie zna faktycznej liczby chętnych. Wszystkiemu winne rozporządzenie, które ukazało się zdecydowanie za późno.
Nowy przedmiot już we wrześniu
Dyrektorzy nie mieli czasu na zebranie rezygnacji, a w przepisach nawet nie przewidziano takiej potrzeby. Nie ma też gotowych formularzy dla rodziców, którzy nie chcą, żeby ich dzieci brały udział w nowych zajęciach. Jak tłumaczy wiceprezydentka Warszawy Renata Kaznowska na łamach „Gazety Wyborczej”:
„Zgodnie z przepisami rodzice nie składają deklaracji udziału. Mogą jednak złożyć rezygnację. Dyrektorzy natomiast wstępnie planują udział w edukacji zdrowotnej wszystkich uczniów i tak przygotowują liczbę nauczycieli”.
Rodzice mają czas do 25 września, by zrezygnować z zajęć. Jeśli tego nie zrobią – dziecko zostanie zapisane automatycznie. A szkoły, zamiast planować z wyprzedzeniem, muszą działać na ślepo. To nie pierwszy raz, gdy w szkołach panuje chaos po wprowadzaniu nowych przepisów. Podobne zamieszanie wybuchło, gdy wprowadzono „lex Kamilek” i placówki zaczęły zamykać drzwi przed rodzicami.
Etatów dziesiątki, danych brak. A wrzesień już za rogiem
Domyślnie wszystkie dzieci mają brać udział, chyba że rodzice lub pełnoletni uczniowie zrezygnują. Tylko jak się w tym połapać, skoro wielu rodziców nawet nie wie, że coś takiego się wydarzy?
Warszawskie placówki już szykują się na nowe zajęcia. Według „GW” zaplanowano ponad 160 etatów w podstawówkach i 90 kolejnych w szkołach średnich. Jednak nie wszystkie szkoły będą zatrudniać nowych nauczycieli.
W wielu przypadkach zajęcia przejmą ci, którzy już tam pracują – nauczyciele biologii, WDŻ czy wychowania fizycznego. Ale ile z tych etatów naprawdę będzie potrzebnych, okaże się dopiero pod koniec września. To wtedy dowiemy się, ilu uczniów zostanie na edukacji zdrowotnej, a ilu z niej zrezygnuje.
Zobacz też: Więcej religii dla każdego. A dzieci już się cieszyły, że będą wcześniej w domu
Edukacja zdrowotna: kontrowersje
Co właściwie będą robić uczniowie na tych lekcjach? Program podzielono na dziesięć działów – m.in. zdrowie fizyczne, zdrowie psychiczne, aktywność fizyczna, uzależnienia (w tym cyfrowe) i dojrzewanie. Edukacja zdrowotna zastąpi dobrze znane zajęcia z wychowania do życia w rodzinie i będzie obowiązywać w klasach IV–VIII szkoły podstawowej oraz w I–III klasach liceów, techników i szkół branżowych.
Grupy mają być niewielkie, a w razie potrzeby – podzielone według płci lub tematu.
Niby wszystko przemyślane. Tyle że nie wszyscy są zachwyceni zmianami. Jak podaje „Wyborcza”, sprzeciw wobec nowego przedmiotu wyraził Episkopat, a także środowiska prawicowe i konserwatywne. Obawy dotyczą tego, że edukacja zdrowotna może „deprawować” dzieci. Znów padają słowa o zagrożeniach, ideologii i podważaniu tradycyjnych wartości.
Tymczasem ten przedmiot ma dotyczyć tematów podstawowych: zdrowia, emocji, profilaktyki. Czyli tego, o czym z dziećmi często rozmawia się za późno – albo wcale.
Źródło: Gazeta Wyborcza