Nowy trend na rozpoczęcie roku szkolnego. Wstyd, że rodzicom żal urlopu
Kiedy poszłam zaprowadzić moją szóstoklasistkę na rozpoczęcie roku szkolnego, przeżyłam ogromne zaskoczenie, a właściwie – rozczarowanie. Okazało się, że w starszych klasach na uroczystości pojawiło się zaledwie kilkoro rodziców. W klasie mojej córki byłam tylko ja i jeszcze jedna mama. Reszta dzieci stała sama, jakby to był zwyczajny dzień. I zaczęłam się zastanawiać – naprawdę żal rodzicom tych kilku godzin urlopu, by być przy własnym dziecku?

Pamiętam swoje szkolne rozpoczęcia – tłumy rodziców, eleganckie stroje, kwiaty i wzruszenie. Pierwszoklasiści obowiązkowo z tytami (wychowałam się na Śląsku). Wtedy wydawało się to oczywiste: rodzic powinien być obok. A dziś?
Widzę, że coraz częściej dzieci same stoją w tłumie, jakby ceremonia w ogóle nie miała znaczenia. Kiedy obserwowałam Majkę, jak rozgląda się po placu i szuka znajomych twarzy, poczułam ulgę, że mogę być obok. Widziałam, że jej to dodaje otuchy. Ale co z innymi dziećmi? Co z tymi, które musiały udawać, że im nie przykro, choć pewnie bolało?
Urlop ważniejszy niż dziecko?
Rozumiem, że czasy się zmieniły, że każdy pracuje dużo i ciężko. Sama wiem, ile kosztuje wyrwanie się z obowiązków. Ale czy naprawdę jeden dzień urlopu to aż taka strata? Wielu rodziców tłumaczy się, że to tylko formalność, że dzieci już duże, że przecież poradzą sobie same.
Tylko że to nieprawda. Nawet nastolatki, które udają, że są „dorosłe”, wciąż potrzebują naszej obecności. Potrzebują wiedzieć, że jesteśmy z nich dumni, że chcemy z nimi przeżywać ważne momenty. Rozpoczęcie roku to właśnie taki moment – symboliczny, uroczysty, dodający dziecku energii na kolejne miesiące nauki.
Obecność, której nie da się nadrobić
Patrzyłam na rodziców pierwszaków – tam jeszcze większość była obecna. Uśmiechy, zdjęcia, wzruszenia. Ale później, im starsze dzieci, tym mniej dorosłych wokół. Jakby wraz z wiekiem dziecka znikała potrzeba wspólnego przeżywania tych chwil. A przecież to złudne.
Im starsze dziecko, tym częściej czuje się zagubione, rozdarte między dorosłością a dzieciństwem. Tym bardziej potrzebuje wiedzieć, że rodzic stoi obok. Tego nie da się nadrobić prezentem, nowym telefonem czy obietnicą wyjścia na pizzę. Obecność jest nie do zastąpienia.
Dlatego wstyd mi było patrzeć na pusty plac wśród starszych klas. I wstyd mi za rodziców, którzy uznali, że urlop czy lenistwo są ważniejsze niż wspólny początek nowego etapu w życiu ich dzieci. Bo to właśnie my powinniśmy być pierwszymi kibicami naszych dzieci – nie tylko w pierwszej klasie, ale i w szóstej, siódmej czy ósmej.
Zobacz także: Nauczycielka: „3 dni przed rozpoczęciem roku dostałam SMS-a od matki ucznia. Treść mnie zmroziła”