Reklama

Intensywne rodzicielstwo – pułapka, w którą łatwo wpaść

Jeszcze pokolenie temu dzieci spędzały popołudnia na podwórkach, a rodzice nie czuli potrzeby planowania im każdej minuty dnia. Dziś mamy do czynienia z modą na tzw. intensywne rodzicielstwo. Polega ono na tym, że matka (rzadziej ojciec) wchodzi w rolę menedżera własnego dziecka – układa mu grafik, zapisuje na dodatkowe zajęcia, śledzi każdy krok, analizuje najmniejsze potknięcie. Brzmi jak troska, ale w praktyce często zamienia się w ciężar, który odbija się na całej rodzinie.

Reklama

Kiedy czytam relacje innych kobiet w mediach społecznościowych, widzę powtarzający się schemat: „Jeśli nie zapiszę córki na basen, balet i język obcy – jestem złą matką”. „Jeśli syn nie ma codziennie rozwijających aktywności, zaniedbuję jego rozwój”.

Presja nakładana na matki jest ogromna, a w tle słychać podszepty, że od tych decyzji zależy przyszłość dziecka. Nic dziwnego, że naukowcy z London School of Economics w publikacji na blogs.lse.ac.uk nazwali to zjawisko „karą za macierzyństwo”. To kobiety najczęściej rezygnują z pracy, kariery i własnych ambicji, żeby w pełni podporządkować się dzieciom.

Dziecko w centrum uwagi – efekt odwrotny do zamierzonego

Rodzicielstwo angażujące brzmi dobrze, dopóki nie przyjrzymy się skutkom. Okazuje się, że dzieci wychowywane w nadmiernej trosce często są mniej samodzielne. Trudniej im rozwiązywać konflikty, podejmować decyzje i brać odpowiedzialność. To, co miało być inwestycją w przyszłość, staje się kulą u nogi – i to zarówno dla rodziców, jak i dla samych dzieci.

Znam historie mam, które przyznają, że ich nastolatki nie potrafią same odgrzać obiadu, bo od małego wszystko miały podane na tacy. „Nie chcę, żeby mój syn wyrósł na życiową ciamajdę, ale czasem łapię się na tym, że robię za niego zbyt wiele” – mówiła mi niedawno znajoma. I to zdanie powtarza się z ust wielu kobiet, które wpadły w pułapkę perfekcyjnego macierzyństwa.

Dziecko, które dostaje zbyt dużo wsparcia, nie uczy się radzenia sobie z porażką. A przecież życie jest pełne potknięć i rozczarowań. Jeśli ktoś od najmłodszych lat nie ćwiczy samodzielności, później trudno mu się odnaleźć w świecie.

Matki pod presją – co naprawdę nas niszczy

Największym paradoksem intensywnego rodzicielstwa jest to, że zamiast budować silne więzi, potrafi je osłabiać. Matki są przemęczone, sfrustrowane i często mają poczucie, że nie spełniają standardów narzucanych przez innych. Media społecznościowe tylko dolewają oliwy do ognia. Wystarczy przejrzeć kilka zdjęć „idealnych mam z Instagrama, żeby poczuć, że przy innych wypadamy blado.

Nie ma w tym nic dziwnego, że kobiety zaczynają rezygnować z własnych pasji i kariery. Badania potwierdzają, że ich życie zawodowe cierpi o wiele bardziej niż życie mężczyzn. Intensywne rodzicielstwo w praktyce okazuje się zatem nie tyle inwestycją w dziecko, ile formą społecznej kontroli nad kobietami. A one, próbując sprostać oczekiwaniom, tracą własną tożsamość.

Nie twierdzę, że nie warto angażować się w życie dzieci – wręcz przeciwnie. Ale widzę, że granica między troską a nadmierną kontrolą staje się coraz cieńsza. W efekcie mamy pokolenie mam, które czują się wypalone, i dzieci, które nie potrafią wziąć odpowiedzialności za samych siebie.

Podsumowanie

Nowy trend rodzicielstwa, zamiast dawać dzieciom przewagę, często odbiera im szansę na rozwój w naturalnym tempie. Intensywne zaangażowanie brzmi szlachetnie, ale w praktyce bywa źródłem frustracji, zmęczenia i braku równowagi w rodzinie. Jeśli chcemy wychować świadome, odpowiedzialne pokolenie, musimy odważyć się zdjąć z siebie ciężar „perfekcyjnej mamy” i pozwolić dzieciom popełniać błędy. To najlepsza lekcja życia, jaką możemy im dać.


Reklama

Zobacz też: Codziennie sprzątam, gotuję i ogarniam dzieci. Marny przelew od męża to jedyne, co z tego mam

Reklama
Reklama
Reklama