Reklama

Rodzice przyznają, że w wielu przedszkolach pojawił się nowy, niepisany zwyczaj: kto wyprawia dziecku urodziny, ten powinien to zrobić „z przytupem”. Nie dlatego, że chce – ale dlatego, że nie wypada inaczej.

– W zeszłym roku przyniosłam do przedszkola tort i owoce. Dzieci się cieszyły, ale następnego dnia była impreza innego chłopca – animator, piniata, balony, nawet fotobudka. Moje dziecko wróciło do domu z pytaniem, dlaczego jego urodziny były „nudne”. To był moment, w którym poczułam, że coś tu jest bardzo nie tak – opowiada Marta z Krakowa, mama pięciolatka.

Rodzice coraz częściej porównują się nawzajem, choć nikt nie mówi o tym głośno. Gdy jedno dziecko dostaje prezent za 100 zł, trudno potem pojawić się z drobiazgiem z Pepco. A to, co miało być radosnym świętem, staje się polem do cichego wyścigu.

– Nie chodzi o to, że ktoś nie może sobie pozwolić. Chodzi o to, że z prostych gestów robimy pokazówkę. Moje dziecko przyniosło kiedyś do przedszkola babeczki, a jedna mama zapytała mnie półżartem, czy nie wstyd mi, że nie zamówiłam tortu z ulubioną postacią z bajki. Poczułam się jak na konkursie, a nie wśród rodziców maluchów – mówi Anna, mama czteroletniej dziewczynki z Warszawy.

nowy trend huczne urodziny w przedszkolu
fot. AdobeStock/Oksana Kuzmina

Urodziny w przedszkolu jak wesele

Wielu nauczycieli przyznaje, że sami są zmęczeni tą urodzinową modą. Dzieci są przebodźcowane, przynoszą do domu prezenty, a później pytają, czemu ich rodzice nie organizują imprezy „z balonami na suficie i piniatą w kształcie jednorożca”.

– Moja córka była zaproszona na takie „urodziny marzeń” w przedszkolu. Sala udekorowana jak na weselu, zamówiony catering, profesjonalny fotograf i tort w stylu Barbie za kilkaset złotych. Wszystko wyglądało pięknie, ale dzieci po pół godzinie zaczęły się nudzić. Dla nich najważniejsze było to, że mogą się razem bawić, a nie to, jak wygląda sala – opowiada Karolina z Gdańska, mama sześcioletniej Zuzi.

Zjawisko to wpisuje się w szerszy trend społeczny – porównywania i popisywania się rodzicielstwem. Tak jak kiedyś modą były zdjęcia idealnych lunchboxów na Instagramie, dziś są nią bajkowe urodziny. Problem w tym, że za tą perfekcją często kryje się zmęczenie, frustracja i presja.

Gdzie kończy się radość, a zaczyna przymus?

Coraz częściej pojawiają się głosy, że warto wrócić do prostoty. Nie każdy rodzic ma czas, pieniądze ani chęć, by z przedszkolnej sali robić salę bankietową. A przecież dla dziecka najważniejsze jest to, że ktoś zaśpiewa mu „Sto lat” i że może się poczuć wyjątkowo – nie przez dekoracje, a przez uwagę i bliskość.

Niektóre przedszkola zaczęły nawet wprowadzać zasady: ograniczają skalę przyjęć, proszą, by zamiast prezentów dzieci przynosiły symboliczne kartki, a tort był jeden dla wszystkich solenizantów w danym miesiącu.

Bo kiedy przedszkolne urodziny stają się festiwalem porównań, łatwo zapomnieć, o co naprawdę chodzi.

Czasem wystarczy prosty tort i kilka świeczek. Reszta to już tylko presja, którą dorośli nakładają sami na siebie.

Zobacz także: Arogancki mail z przedszkola oburzył rodziców. „Zostawiam dziecko w domu, nie mam wyjścia”

Reklama
Reklama
Reklama