Reklama

Zawsze miałam w sobie coś z optymistki. Może to naiwność, ale wierzę, że ludzie z natury są dobrzy. Dlatego moje mieszkanie w Kołobrzegu wynajmuję z pełnym zaufaniem. Klucze zostawiam w skrzynce, a w środku czeka świeża pościel, pachnące ręczniki i liścik: „Czujcie się jak u siebie!”.

Reklama

To małe, stare mieszkanie. Meble pamiętają moje studenckie czasy, łazienka ma bojler, a w kuchni są tylko dwa palniki i mikrofalówka, ale w tym roku zainwestowałam też w airfryer dla gości. Jest czysto, schludnie i tanio. I jak dotąd – nigdy się nie zawiodłam. Aż do tego lipca.

Zgłosiła się para z dzieckiem, synek miał dwa lata. Rezerwacja na dziesięć dni, szybka komunikacja, zero problemów. Pojechali, klucze odebrali, ja wróciłam do Warszawy. To tam mieszkam na co dzień z mężem i dzieciakami. Mamy dobre prace, stały dochód, ale ta kasa z wynajmu zawsze nam się przydaje.

Po dziesięciu dniach wróciłam nad morze – głównie po to, by przygotować mieszkanie dla kolejnych gości. Weszłam do środka i… zatrzymałam się w progu.

Kiedy goście traktują twój dom jak śmietnik

Zacznę może od zapachu. Z wnętrza buchnął duszący, nieokreślony smród. Otworzyłam okna i dopiero wtedy zobaczyłam, co się wydarzyło.

Na stole – ślady po kredkach świecowych, jakby ktoś próbował pomalować blat na różowo. W zlewie – zaschnięte resztki pizzy i jakiegoś sosu, który bardzo już chciał z tego zlewu wyjść. W łazience – naderwana umywalka, a obok niej reklamówka wypchana zużytymi pieluchami. Obok łóżka – puste butelki po coli i innych gazowanych napojach, paczki po chipsach i kilka papierków po cukierkach wepchniętych za szafkę. Na parapecie popielniczka zrobiona z filiżanki mojej babci...

Nie jestem pedantką. Wiem, że dzieci brudzą, że urlop to nie czas na zmywanie, ale… To już nie był bałagan. To było celowe zostawienie syfu z myślą: „Nie moje, niech sprząta”.

Wyszorowałam wszystko. Ale nie zmyłam uczucia przykrości. Ta sytuacja zrobiła mi w głowie większy bałagan niż całe to mieszkanie.

Zaczęłam się zastanawiać: może to ja jestem z innej epoki? Może naprawdę nie powinnam oczekiwać, że ktoś po sobie posprząta, wyrzuci pieluchy, przetrze blat? A potem pomyślałam: nie, to nie jest kwestia epoki. To kwestia szacunku. I jego właśnie mi zabrakło.

Na razie mówię dość

Nie wiem, czy po tym sezonie wrócę do wynajmu. Wiem tylko, że na razie nie mam na to siły. Nowych rezerwacji już nie przyjmuję, bo nie chcę się martwić, co zastanę następnym razem. Nie chcę więcej stać w progu ze łzami w oczach, bo znów ktoś potraktował moje miejsce jak śmietnik.

Nie miałam złudzeń, że to będzie lukratywny biznes. Ale miałam nadzieję, że to będzie uczciwa wymiana: ktoś dostaje tani nocleg, ja – kilka groszy do domowego budżetu. I przede wszystkim – szacunek. Tego zabrakło. I to boli najbardziej.

Judyta

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama