Reklama

„Rosół zrobisz? Lusię odbierzesz? Czosnek kupisz?”

Mieszkamy na tym samym osiedlu. Teoretycznie to wygodne – zawsze blisko, zawsze pod ręką. W praktyce wygląda to tak, że telefon wibruje, ja zerkam – i już wiem, że to Kasia. „Ala, rosół nam zrobisz?”, „Lusię ze żłobka odbierzesz?”, „Kupisz czosnek, bo się skończył?”. Zero „proszę”, zero pytania, czy mam chwilę.

Reklama

A przecież synowa nie pracuje. Zajmuje się dwójką dzieci, ale starsza Lusia jest większość dnia w żłobku, a młodszy często śpi. Ma więc czas na kawę z koleżanką, paznokcie w pastelach, serial w tle – wszystko widzę na Facebooku. Nie mam nic przeciwko temu, żeby kobieta dbała o siebie. Ale może przy okazji zadbałaby też o dom i o to, żeby ten czosnek się nie skończył?

Paweł w robocie, ja w robocie, a ona na „relaksie”

Paweł haruje jak wół. Wstaje o piątej, wraca po zmroku. Ledwo wchodzi, pada na kanapę i zasypia. A Kasia wieczorem się nudzi i – ding! – kolejny SMS: „Może byś jutro zrobiła pierogi, bo on lubi?”. Oczywiście, że lubi. Ale niech sama je robi.

Kilka dni temu przeszła samą siebie. „Zostaniesz z młodszym na dwie godzinki? Muszę iść do fryzjera” – napisała. Fryzjer na konkretną godzinę, żadnego pytania, czy mi pasuje, czy mam plany. Po prostu założyła, że skoro mieszkamy na tym samym osiedlu, to wpadnę i zajmę się dzieckiem, bo… tak.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś zapytał: „A może ja coś dla ciebie zrobię?”. Tu zawsze jest tylko „zrób”, „kup”, „przyjedź”.

Nie jestem na telefon

Wczoraj wyszłam po zakupy dla siebie. Wróciłam z torbą dla nich: mleko, chleb, banany dla Lusi. Moja lista? Poszła w zapomnienie. I tak z dnia na dzień rola babci zamienia się w rolę asystentki Kasi.

Dziś, kiedy znów przyszło: „Możesz po drodze zajść po mleko?”, odpisałam: „Nie mogę. Idę na spacer”. I świat się nie zawalił. Może w końcu zrozumie, że mój czas też ma wartość – a ja nie jestem aplikacją „Babcia Express”.

Kilka słów od redakcji

Podobne historie dostajemy częściej, niż myślicie. Granica między pomocą a wyręczaniem jest cienka, a rodzinne relacje potrafią wystawić cierpliwość na próbę.

Czy można dogadać się, mieszkając „drzwi w drzwi” i odbierając dziesiątki wiadomości dziennie? To pytanie, które – sądząc po reakcjach naszych czytelniczek – wiele osób zadaje sobie każdego dnia.

A wy? Pomagalibyście bez końca czy w końcu przestali odpowiadać na SMS-y? Piszcie do mnie na: maria.kaczynska-zandarowska@burdamedia.pl

Reklama

Zobacz też: Zarabiam 6 tys. na rękę, mąż drugie tyle. Po wakacjach z przyjaciółmi poczułam się jak biedak

Reklama
Reklama
Reklama