„Pieniądze za all inclusive wyrzucone w błoto”. Zasada trzech talerzy zniszczyła dzieciom wakacje
Kiedy moda spotyka się z rzeczywistością, kończy się to zazwyczaj... awanturą przy hotelowym bufecie. Tak właśnie było w przypadku pani Magdy, która napisała do naszej redakcji po powrocie z rodzinnych wakacji all inclusive w Turcji.

Mama postanowiła wprowadzić w życie zasadę trzech talerzy, czyli nowy trend żywieniowy, który ostatnio robi furorę w sieci. W teorii miało być zdrowo, rozsądnie i bez marnowania jedzenia. W praktyce skończyło się płaczem, krzykami i pretensjami. Nie tylko ze strony dzieci.
Miał być nowy trend i zdrowe jedzenie. Dzieci zbojkotowały zasadę trzech talerzy
Pani Magda to świadoma mama trójki dzieci, która – jak przyznała w liście – śledzi wiele kont, nie tylko parentingowych, i stara się być na bieżąco z trendami. W tym roku, jeszcze przed wakacjami, trafiła na post influencerki, która promowała zasadę trzech talerzy: jeden z warzywami lub owocami, drugi z białkiem (mięsem, jajkiem, rybą), trzeci z wybranym deserem. Żadnych dokładek, żadnych frytek na osobnym talerzu, zero „a może jeszcze jeden rogalik”.
Pomysł wydawał się genialny: dzieci uczą się balansu, nie marnują jedzenia, nie rzucają się na słodycze. „Uznałam, że to świetna okazja, żeby podczas all inclusive nauczyć ich odpowiedzialności. Przecież nie można pozwolić, żeby każdy posiłek kończył się górą niezjedzonego jedzenia” – napisała w liście.
Wystarczyło jedno śniadanie, żeby wakacyjna sielanka zamieniła się w wojnę domową przy hotelowym stole.
Zasada trzech talerzy na all inclusive i... dramat przy szwedzkim stole
Już przy pierwszym posiłku okazało się, że dzieci pani Magdy nie chcą jeść tego, co sama im nałożyła. Zgodnie z zasadą trzech talerzy, każde z nich dostało sałatkę pomidorową, jajko na twardo i jeden rogalik albo ciasto drożdżowe. „Córka się rozpłakała, bo zobaczyła, że inne dzieci jedzą naleśniki z czekoladą. Syn powiedział, że nie tknie brukselki i wolał być głodny” – pisze nasza czytelniczka.
Kolejne dni przynosiły coraz większe frustracje. Dzieci przemykały chyłkiem do bufetu po frytki, chowając je w serwetki. Mąż pani Magdy buntował się przeciwko kontroli porcji, a ona – zmęczona i zrezygnowana – próbowała wciąż tłumaczyć, że to „dla ich dobra”. „W ostatni dzień płakałam w pokoju. Dzieci powiedziały, że te wakacje były najgorsze w ich życiu, a ja miałam wrażenie, że wszyscy w hotelu się na mnie gapią, jak każę dziecku odłożyć naleśnika”.
Wakacje nie są od testowania wychowawczych eksperymentów
Eksperci coraz częściej przestrzegają przed wprowadzaniem sztywnych zasad żywieniowych w czasie urlopu. Dzieci, podobnie jak dorośli, potrzebują chwil oddechu, luzu i swobody. Wakacje to nie czas na rewolucję przy stole. Zasada trzech talerzy może działać w domu, gdzie panują znane reguły, ale w hotelowym zgiełku i przy bufecie kuszącym wszystkim, co kolorowe i słodkie – granice między wychowaniem a wojną psychologiczną zaczynają się zacierać.
W liście pani Magda napisała szczerze: „Chciałam dobrze. Ale zrozumiałam, że dzieci zapamiętają te wakacje nie przez kolor morza, tylko przez to, że musiały zjeść ryż, zamiast spróbować pizzy. Czuję, jakbym wyrzuciła pieniądze w błoto – i nie chodzi o koszt all inclusive, tylko o atmosferę, jaką sama zepsułam”.
I trudno się z nią nie zgodzić. Nie każda moda jest dobra. Nie każdą warto wprowadzać natychmiast. I na pewno nie podczas rodzinnych wakacji, które mają być przecież momentem wspólnego resetu, a nie poligonem doświadczalnym dla internetowych trendów.
Znasz podobną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Twoja opowieść może pomóc innym rodzicom uniknąć tych samych błędów.
Zobacz też: