Pierwszaki pakują plecaki, a nie liczą do 20. „W szkole się nauczy” – grzmią rodzice
Plecak, piórnik, kredki, buty na zmianę. Pierwszy dzwonek i wszystko gotowe – oprócz podstawowych umiejętności. Dzieci idą do pierwszej klasy, nie znając liter ani liczb. Rodzice rozkładają ręce, a nauczyciele już wiedzą, że łatwo nie będzie.

Od tego jest przedszkole
Jeszcze mamy sierpień, a na placu zabaw już mówi się o szkole. Rozmowy rodziców krążą wokół wyprawek i przygotowań: jaki plecak, za ile, kto będzie wychowawcą. I choć przed moim synkiem dopiero zerówka, słucham tych opowieści i w myślach robię notatki.
– Mój nie liczy do dwudziestu. Ale co tam, we wrześniu się nauczy. Trochę mu pomogę – opowiada mi sąsiadka z bloku. Przyznaję, że ja też nie zastanawiałam się, czy mój synek „wszystko ogarnia”. Do ilu potrafi policzyć? Czy umie się przedstawić? Sprawa wcale nie jest oczywista.
– Mamy dzieci, które nie potrafią policzyć do dwudziestu, mylą cyfry, a na pytanie „ile masz lat?” odpowiadają: „dużo” – wtrąca się Joanna, nauczycielka z naszej podstawówki i mama dwóch chłopaków. – Rodzice często mówią: „no coś tam liczył w przedszkolu, ja się nie znam”.
Nauczyciele nie wiedzą od czego zacząć
Joanna opowiada, że we wrześniu w jednej klasie są dzieci na zupełnie różnych poziomach. Jedni czytają proste słowa, inni nie trzymają poprawnie ołówka. – Wyrównanie tego zajmuje miesiące, a program nie poczeka – dodaje. – I wtedy zaczyna się gonitwa, w której ktoś zawsze zostaje w tyle.
Rodzice często powtarzają: „od tego jest przedszkole”. Tyle że przedszkole to nie szybki kurs, lecz trening – a jeśli w domu zabraknie regularnych ćwiczeń, dziecko wystartuje z opóźnieniem. A w szkole nie ma litości dla spóźnialskich – twierdzi nauczycielka.
Jak przygotować się do pierwszej klasy?
Na słowa Joanny sąsiadka wzrusza ramionami. – Ja nawet nie wiem, jak to robić. Dzieckiem jest się tylko raz, nie będę go męczyć cyferkami po przedszkolu – mówi bez wahania. A ja patrzę na swojego „prawie” sześciolatka, który układa kamienie na krawężniku i nie ma pojęcia, co go czeka.
Bo szkoła zaczyna się dużo wcześniej. Przy kuchennym stole, w drodze na zakupy, po powrocie do domu. Joanna przekonuje, że liczyć można wszędzie.
– Kilka minut dziennie i nie ma płaczu w pierwszej klasie – tak zachęca mnie i sąsiadkę do działania. I przyznam, że te słowa do mnie trafiły.
Bo tylko my, rodzice, wiemy, ile wysiłku trzeba włożyć, żeby ten mały człowiek zaczął chodzić, mówić, a w końcu liczyć jak mały matematyk – choćby do dziesięciu. I jak ważny jest dobry start.
Jak to wygląda u was? Ćwiczycie z dziećmi, czy liczycie na szkołę? Jestem ciekawa waszych historii – piszcie do mnie na: maria.kaczynska-zandarowska@burdamedia.pl.
Zobacz też: Rodzice masowo wrzucają do sieci te emotki. Nikt nie wie, jakie to groźne