Plażing nad Bałtykiem to festiwal żenady. Mam dość rozwydrzonych dzieci, bluzg i disco polo
Czy plażowanie nad Bałtykiem to relaks czy raczej szkoła przetrwania? Ta mama uważa, że to drugie. Opisała, dlaczego plaża kojarzy jej się bardziej z festiwalem żenady niż z odpoczynkiem. Jej słowa trafiają w punkt.

Nie wiem, czy tylko ja mam takie odczucia, ale wyjście na plażę nad Bałtykiem to dla mnie ostatnio coś w rodzaju survivalu psychicznego. Mam dwóch synów w wieku przedszkolnym i chociaż wiele osób uważa, że to dzieci są najbardziej uciążliwe na plaży, ja akurat swoich chłopaków chwalę – potrafią się zachować, wiedzą, że nie sypiemy piaskiem na innych, nie wrzeszczymy nikomu do ucha i nie biegamy po kocach obcych ludzi.
Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o większości plażowiczów. Plaża nad Bałtykiem to festiwal żenady w pełnej krasie. Zaczyna się już przy wejściu, gdy mijam grupę panów w średnim wieku z puszkami piwa, którzy w najlepsze omawiają wczorajsze „melanże” w takim języku, że muszę zatykać dzieciom uszy. Przecież ile można słuchać słowa na „k” w jednym zdaniu?
„Piasek w oczy i disco polo w uszach”
Rozkładamy parawan, koc, zabawki. Zanim zdążę się położyć, dzieci z sąsiedztwa urządzają wielkie kopanie piasku i cała chmura ląduje na naszych nogach, klapkach i kanapkach. Matka w tym czasie siedzi obok i patrzy w telefon. Raz zwróciłam uwagę, że piasek leci na moje dzieci, ale usłyszałam tylko „A co ja mam zrobić, one się bawią!”. No tak, w sumie racja, zapomniałam, że jestem na plaży, gdzie logika nie obowiązuje.
Do tego dochodzi wszechobecne disco polo. Nie mam nic przeciwko muzyce, każdy ma prawo lubić, co chce. Ale jeśli ktoś puszcza głośno z głośnika „Ona by tak chciała” i inne przeboje w wersji remix, to przepraszam, gdzie ja jestem? Na koncercie Zenka czy na plaży, gdzie chcę posłuchać szumu fal i mew?
Czytaj także: Jeżdżę na wakacje z dziećmi co roku w to samo miejsce. Kiedyś mi za to podziękują
„Moje dzieci potrafią się zachować”
Nie twierdzę, że moje dzieci są idealne. Też czasem pokłócą się o wiaderko czy łopatkę. Ale uczę je, że trzeba przeprosić, nie sypać piaskiem na innych i nie biegać po czyichś ręcznikach. Widzę jednak, że to rzadkość. Czasem czuję się jak dziwak, który wymaga zbyt wiele.
I tak sobie leżę na tym kocu, słuchając disco polo, przekleństw i krzyków, z piaskiem we włosach i myślę, czy to ja mam problem, czy świat zwariował. Może plaża nad Bałtykiem nigdy nie była miejscem relaksu, tylko zawsze przypominała pole namiotowe po festynie?
Jedno wiem na pewno – po takim plażingu nie jestem wypoczęta, tylko zmęczona. Ale cóż, przynajmniej dzieci będą miały wspomnienia, a ja anegdotki, które opowiem znajomym przy kawie.
Kasia
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl