Polacy nie chcą już biedować z dziećmi. Rośnie popularność rodzin typu DINK
Coraz więcej młodych par w Polsce staje przed dylematem: lepiej inwestować w mieszkanie, podróże i własne pasje, czy wychowywać dzieci kosztem poziomu życia? Trend DINK – Double Income No Kids – zyskuje na popularności i nie jest już tylko ciekawostką zza oceanu. To świadomy wybór, który zmienia sposób, w jaki myślimy o rodzinie.

Rodzina DINK – co to właściwie znaczy?
Od kilku lat obserwuję, jak w rozmowach młodych ludzi temat dzieci pojawia się coraz rzadziej. Jeszcze dekadę temu większość par planowała potomstwo, nawet jeśli oznaczało to zaciąganie kredytów, rezygnację z wakacji i ciągłe oszczędzanie. Dziś coraz częściej słyszę: „Nie chcemy biedować”. To właśnie esencja rodzin typu DINK – oboje partnerzy pracują, mają stabilne dochody, ale świadomie rezygnują z rodzicielstwa.
Nie chodzi wyłącznie o finanse, choć one są najbardziej namacalne. Badania z USA pokazują, że pary bez dzieci dysponują średnio o 150 tysięcy dolarów większym majątkiem netto niż rodziny wychowujące potomstwo. W Polsce brakuje takich szczegółowych analiz, ale każdy z nas wie, jak wysokie są koszty żłobka, szkoły, zajęć dodatkowych czy zwykłych zakupów spożywczych. Dziecko to ogromna odpowiedzialność i inwestycja, na którą wiele osób po prostu nie chce się dziś zdecydować.
Dlaczego młodzi rezygnują z dzieci?
Kiedy rozmawiam z milenialsami czy przedstawicielami pokolenia Z, widzę wyraźną zmianę w priorytetach. Dla wielu z nich brak dzieci to nie tylko oszczędność, ale też wolność – możliwość podróżowania, rozwoju osobistego i kariery. Nie chcą, żeby ich życie kręciło się wokół harmonogramu szczepień czy przedszkolnych przedstawień.
Nie bez znaczenia jest też lęk przed samotnym rodzicielstwem. Coraz częściej słyszymy o rozwodach, a kobiety boją się, że zostaną same z dzieckiem i kredytem. W efekcie rośnie liczba par, które mówią wprost: wolimy skupić się na sobie, bo tak czujemy się szczęśliwsi.
Wielu młodych powtarza również, że świat jest dziś zbyt niepewny – kryzysy ekonomiczne, zmiany klimatyczne, konflikty zbrojne czy problemy mieszkaniowe sprawiają, że wizja zakładania rodziny wydaje się dla nich ryzykowna. DINK to w tym sensie nie tylko styl życia, ale też forma zabezpieczenia przed przyszłością, której nie potrafimy przewidzieć.
Co dalej z tradycyjnym modelem rodziny?
Jeszcze kilkanaście lat temu ktoś, kto mówił otwarcie o niechęci do posiadania dzieci, spotykał się z krytyką. Dziś coraz częściej to normalny wybór, który nikogo nie szokuje. Wiele par deklaruje, że wcale nie czują się mniej wartościowe czy „niepełne”, bo nie mają potomstwa. Wręcz przeciwnie – cieszą się tym, że mogą żyć bez kredytowego noża na gardle, planować podróże, inwestować w swoje pasje i budować wspólną przyszłość na własnych zasadach.
To oczywiście budzi pytania o demografię i przyszłość Polski. Eksperci alarmują, że niski przyrost naturalny pogłębi problemy systemu emerytalnego. Ale z drugiej strony trudno winić młodych, że nie chcą podejmować się roli, która dla wielu ich rówieśników oznacza codzienną walkę o przetrwanie.
Moim zdaniem trend DINK nie jest chwilową modą, ale znakiem czasu. Pokazuje, że młode pokolenia chcą żyć inaczej niż ich rodzice – bez poświęceń, które nie dają gwarancji szczęścia. I choć można dyskutować, czy to dobre dla państwa, jedno jest pewne: coraz więcej osób wybiera życie bez dzieci, bo w ten sposób czują się spełnieni.
Zobacz też: „Nie!” – zawyła dziewczynka w sklepie. Jej matka powiedziała tylko 3 słowa, a ja poczułam dreszcze