Reklama

Dostaliśmy wiadomość z Bułgarii, która daje do myślenia. Weronika opisała, co zobaczyła na wakacjach – i trudno przejść obok tego obojętnie. Zanim spakujecie walizki, koniecznie przeczytajcie jej apel.

Reklama

Nie wierzyłam, w to co widzę przy bufecie

Piszę do Was z hotelowego tarasu w Bułgarii. O siódmej rano. Nie dlatego, że mam ochotę podziwiać wschód słońca. Po prostu myślę o tych wszystkich ludziach z wczoraj i tym, co zobaczyłam wczoraj przy śniadaniu. Polaka na all inclusive naprawdę poznasz z daleka. I nie chodzi o klapki Kubota czy skarpetki do sandałów – choć te też czasem się zdarzają. Chodzi o śniadanie. A właściwie o to, co się dzieje w jego trakcie.

Najpierw – kanapki. Nie, nie dla siebie. Dla dzieci. Na później. Pół bochenka chleba, kostki żółtego sera, plastry wędliny i kilka ogórków zawinięte w serwetki lądują w torbie plażowej. Na oko drugie śniadanie, podwieczorek i kolacja w jednym. Dzieci w tym czasie jedzą naleśniki z nutellą i patrzą na tatę, jakby był Rambo na misji ratunkowej.

Potem klasyka: stosy jedzenia na talerzu. Jajecznica, frankfurterki, placki ziemniaczane, fasolka, pomidory, sery, croissanty, arbuz. Na jednym talerzu. A potem drugi. I trzeci. Większość z tego zostaje na stole. Bo jednak się nie chciało. Bo za słone. Bo „coś nie tak z tą jajecznicą”.

Śniadania innych były skromne. Tylko Polacy dali czadu

A przecież all inclusive nie znaczy: „zabierz, ile wlezie”. To nie konkurs. To nie kolejkowanie w PRL-u. To po prostu śniadanie, które będzie jutro i pojutrze, i codziennie przez cały tydzień. Nie chcę uogólniać, ale... no sami wiecie. Gdy widzę Niemców, Czechów czy Włochów – ich śniadania są skromne, przemyślane. Jedzą wolno, rozmawiają. My? Wyścig jak w F1. Jakby zaraz miało zabraknąć.

Nie chcę nikogo zawstydzać. Sama nie jestem święta – też kiedyś wzięłam za dużo jajecznicy. Ale teraz patrzę na Antosia i Melkę i wiem, że oni patrzą na mnie. Uczą się nie z tego, co mówię, tylko z tego, co robię. A ja nie chcę, żeby myśleli, że jedzenie zawsze może wylądować w koszu, bo już za nie zapłaciliśmy i nam się należy.

Nie, nie wstaję tu o świcie, żeby rozkminiać turystów. Po prostu źle mi się śpi w nowych miejscach. W każdym razie, jak będziecie przy bufecie, weźcie tyle, ile naprawdę zjecie. Resztę zostawcie innym.

Reklama

Zobacz też: To najlepsze miejsce na wakacje z dziećmi wg AI. Nie wiedziałam, że jest tak tanie

Reklama
Reklama
Reklama