Reklama

Kiedy wprowadzono zakaz zadawania obowiązkowych prac domowych, wielu rodziców – w tym ja – odetchnęło z ulgą. Wydawało się, że dzieci w końcu będą miały więcej czasu na odpoczynek, zabawę, może wspólne popołudnia w domu. Z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych (IBE) wynika, że ponad 60 proc. dyrektorów szkół i ponad 50 proc. nauczycieli potwierdziło, że uczniowie mają dziś więcej czasu na regenerację i ruch, a stres wśród uczniów rzeczywiście się zmniejszył.

Szkoła bez zadań – mniej stresu, więcej lenistwa?

To dobra wiadomość – ale tylko na pierwszy rzut oka. Bo z tej samej analizy wynika, że aż 91 proc. nauczycieli klas IV-VIII zauważyło trudności uczniów z utrwalaniem materiału, a 84 proc. wskazało spadek chęci do nauki. W domach coraz częściej słychać narzekania, że dzieci nie chcą się uczyć, nie potrafią same poświęcić czasu na powtórkę czy ćwiczenie umiejętności.

Moja znajoma, mama siódmoklasisty, powiedziała mi wprost: „Odkąd nie ma prac domowych, syn zupełnie stracił rytm. Wcześniej codziennie coś powtarzał, teraz odkłada wszystko na później. A jak ma sprawdzian, to panika”. Inna mama dodała: „Nie mówię, że dzieci mają siedzieć przy biurku do nocy, ale trochę obowiązku jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Teraz wszystko załatwia telefon i czat z kolegą”.

Selektywne przywrócenie prac domowych − kompromis między nauką a odpoczynkiem

Instytut Badań Edukacyjnych nie pozostawia złudzeń: czas na zmiany. W raporcie czytamy, że „bardzo wyraźnie zaznacza się nurt postulujący powrót do obowiązkowych prac domowych. Ten kierunek wskazało około jednej trzeciej osób badanych (...), co czyni go najczęściej występującym wątkiem w całym materiale”.

Nie chodzi jednak o powrót do dawnych czasów, gdy uczniowie wracali ze szkoły z plecakiem pełnym zeszytów i listą zadań „na jutro”. Instytut rekomenduje selektywne przywrócenie prac domowych, czyli tylko dla wybranych przedmiotów. Jak podkreślono, „dyrektorki i dyrektorzy wskazują na potrzebę przywrócenia obowiązkowych prac domowych, zwłaszcza w przedmiotach egzaminacyjnych, takich jak matematyka, język polski i języki obce”.

To wydaje się rozsądne – właśnie te przedmioty wymagają regularnego ćwiczenia. Sama pamiętam, jak mój syn dzięki systematycznym zadaniom z matematyki lepiej rozumiał materiał. Teraz, kiedy nie ma obowiązku zadań, często słyszę od niego: „Zrobię później” – i to „później” potrafi się przeciągnąć aż do sprawdzianu.

IBE wskazuje również na możliwość oceniania niektórych form prac domowych jako elementu motywacyjnego. W raporcie podkreślono, że „sama informacja zwrotna nie jest wystarczającym narzędziem motywacyjnym”. Nauczyciele postulują, by można było oceniać np. dłuższe wypowiedzi pisemne, cykle zadań przygotowujących do egzaminów czy prace dobrowolne. To mogłoby pomóc w przywróceniu poczucia sensu pracy i odpowiedzialności za własną naukę.

nauka w domu
Dzieci więcej odpoczywają, ale mniej uczą się w domu, fot. Pixabay/coyot

Odpowiedzialność w praktyce – rodzice też chcą zmian

Wielu rodziców, z którymi rozmawiam, ma podobne odczucia: bez prac domowych dzieci straciły poczucie systematyczności. Jedna z moich koleżanek, mama piątoklasistki, mówi: „Kiedyś córka po obiedzie siadała do lekcji. Teraz mówi, że nic nie musi i że to nie jej problem. W efekcie coraz częściej nie pamięta, co było na lekcji”.

Rodzice nie chcą powrotu do przeładowanego planu dnia, ale widzą, że brak obowiązków domowych nie przygotowuje dzieci do dorosłego życia. W badaniu IBE wskazano, że 84,9 proc. nauczycieli klas I–III i 89,9 proc. klas IV–VIII uznało zmiany wprowadzone przez MEN za niekorzystne dla uczniów. To bardzo mocny sygnał.

Instytut sugeruje, by wprowadzić także limity liczby prac domowych w miesiącu, zależne od liczby godzin danego przedmiotu. To rozsądne – nikt nie chce, żeby dzieci znów spędzały całe wieczory nad książkami. Co więcej, eksperci zalecają rozwijanie form projektowych prac domowych i unikanie tych, które łatwo zastąpić sztuczną inteligencją.

Jak czytamy w raporcie, „dyrektorki i dyrektorzy rekomendują, aby regulacje ministerialne wyznaczały jedynie ogólne ramy, a pozostawiały szkołom i nauczycielom przestrzeń do podejmowania decyzji w zakresie praktyki zadawania i oceniania prac domowych”. To podejście wydaje się najbardziej zdroworozsądkowe – bez przesady i bez chaosu.

Czy powrót prac domowych ma sens?

Nie mam wątpliwości, że dzieci potrzebują równowagi – między nauką a odpoczynkiem. Ale jeśli szkoła całkowicie pozbawia je obowiązków, to trudno oczekiwać, że same nauczą się samodyscypliny. Prace domowe – dobrze przemyślane, ciekawe, dostosowane do wieku – mogą być cennym narzędziem wychowawczym i edukacyjnym.

Z badań wynika, że brak zadań domowych nie wpłynął negatywnie na wyniki ósmoklasistów, ale to dopiero początek drogi. Efekty wychowawcze i nawyki uczniów widać po latach. W domach, takich jak mój, temat wraca przy każdym zbliżającym się sprawdzianie: „Mamo, nie wiem, jak to zrobić, bo nie ćwiczyliśmy”. I trudno się dziwić – szkoła nie zawsze da czas na utrwalenie materiału, a nauka wymaga powtarzania.

Może więc czas, żeby prace domowe wróciły – nie jako kara, lecz jako narzędzie mądrego uczenia odpowiedzialności. Jeśli dziecku nie chce się uczyć dziś, to jutro może mu się nie chcieć pracować, angażować, podejmować wysiłku. A tego nie da się odrobić w jeden wieczór.

Źródło: WP, IBE

Zobacz też: Rodzice je puszczają i myślą, że mają spokój. Oto 5 bajek, których dzieci nie powinny oglądać

Reklama
Reklama
Reklama