Przedszkole czynne od 13 do 18. Rodzice załamani: jedna z mam już straciła pracę
„Wójt ma pieniądze na drogi, a nie na edukację” – mówi jedna z matek. W Brąszewicach trzylatki mogą iść tylko do popołudniowego przedszkola, a rodzice nie wiedzą, jak pogodzić to z pracą. Lokalna „Wyborcza” pokazuje, jak codzienność rodzin rozbija się o decyzje urzędników.

Publiczne Przedszkole w Brąszewicach (woj. łódzkie) przyjmuje trzylatki od godziny 13 do 18. Starsze dzieci mają opiekę od 7:30 do 16:00. Gdy w dużych miastach trwa dyskusja, czy przedszkola powinny być czynne do 22, w małych miejscowościach rodzice trzylatków zostają bez pomocy.
Ten rozkład godzin oznacza, że rodzice muszą prosić o pomoc dziadków, brać urlopy albo rezygnować z pracy.
„Jedna z mam musiała przedłużyć urlop wychowawczy, a w konsekwencji straciła pracę. To problem wielu matek, które po urodzeniu dziecka chcą wrócić do zawodu” – mówi „Wyborczej” jedna z kobiet.
Rodzice: są sale i są pomysły
Dyrekcja tłumaczy, że popołudniowa grupa to wynik ograniczeń lokalowych i kadrowych. Taki system funkcjonuje od lat. Rodzice odpowiadają: w szkole podstawowej jest wolna sala, można sięgnąć po fundusze unijne na remont i zatrudnić dodatkowych nauczycieli.
„Wielokrotnie to zgłaszaliśmy” – powtarza rozmówczyni Katarzyny Stefańskiej, redaktorki „Wyborczej”. „Świetlica w szkole też działa tylko do 14, więc pracujący rodzice muszą się nieźle nagimnastykować, żeby o czasie odebrać dziecko” – dodaje.
Wójt Karol Misiak w piśmie do rodziców odpowiada, że lokalowych możliwości nie ma. „Grupa popołudniowa dla trzylatków to maksimum możliwości” – dowiadujemy się od redaktorki.
Przedszkole tylko po południu. Urzędnicy nie widzą uchybień
W maju rodzice zebrali 200 podpisów pod wnioskiem o poranną grupę i dyżury wakacyjne. Ministerstwo edukacji odsyła ich do kuratorium, kuratorium do delegatury w Sieradzu, delegatura umywa ręce. Rzecznik Praw Dziecka pyta wójta o wyjaśnienia, ale nie podejmuje działań.
„My już naprawdę nie wiemy, co robić. Nikt nie chce z nami rozmawiać” – mówią „Wyborczej” rodzice.
Lato bez przedszkola
Problem dotyczy także dyżurów wakacyjnych. Na 25 miejsc dla dzieci w wakacje obsadzono tylko kilkanaście, bo wymagano zaświadczeń o zatrudnieniu od obojga rodziców. Część dzieci, mimo że w roku szkolnym chodzi do przedszkola, nie ma opieki latem.
„Musiałam przed synem ukrywać, że jego koledzy idą do przedszkola. ‘Mamo, dlaczego nie idę?’, pytał. Odwlekałam odpowiedź, ale w końcu musiałam mu powiedzieć, że w trakcie wakacji zostanie w domu” – mówi reporterce „Wyborczej” mama czterolatka.
O to, czy gmina zapewnia faktyczny dostęp do edukacji dla trzylatków, „Wyborcza” zapytała Łódzki Urząd Wojewódzki. Rzecznik Tobiasz Puchalski odpowiada, że urząd sprawę przekazał do łódzkiego kuratora Janusza Brzozowskiego. Odpowiedzi z kuratorium nie otrzymano. Jednocześnie rzecznik powołuje się na prawo oświatowe:
„Żaden z przepisów nie określa, w jakich godzinach opieka ma być sprawowana. Ustawodawca jedynie wskazał, że publiczne przedszkola zapewniają bezpłatną opiekę przez minimum 5 godzin dziennie”.
Rodzice muszą sobie pomagać
W trakcie wakacji rodzice organizowali dzieciom spotkania, pomagali sobie w opiece. Na facebookowym fanpage’u przedszkola uśmiechnięte buzie – w realu frustracja i poczucie bezradności. A rodzice nie proszą o cud – tylko o poranną grupę dla trzylatków i równy dostęp do edukacji.
Na razie słyszą, że „przepisy przewidują minimum pięć godzin dziennie”. Czy 3-latki doczekają się opieki od rana? Na stronie nadal widnieje informacja o popołudniowej zmianie dla maluszków.
Będziemy informować o wszelki postępach. Jeśli mierzycie się z podobnymi problemami, napiszcie do nas: redakcja@mamotoja.pl. Wasze głosy pomogą nagłośnić sprawę.
Źródło: lodz.wyborcza.pl
Zobacz też: Początek września, a w e-dzienniku są już 3 sprawdziany. Żal mi dzisiejszych uczniów