Religia zniknie ze szkół. Takiego ruchu rodziców Kościół nie przewidział
Polacy coraz odważniej mówią, że lekcje religii powinny zniknąć ze szkół – a przynajmniej być ograniczone. Najnowszy sondaż Opinia24 dla RMF FM nie pozostawia wątpliwości: coś się zmienia – i to szybko.

Jeszcze kilka lat temu trudno było wyobrazić sobie szkołę bez religii. Sama kiedyś chodziłam na te lekcje, a jeszcze niedawno na wywiadówkach dzieci temat ten właściwie nie istniał – ot, normalna część planu zajęć.
Dziś? Kiedy rozmawiam ze znajomymi rodzicami – zarówno w Warszawie, jak i w mniejszych miejscowościach – coraz częściej słyszę: „Wypisaliśmy dzieci z religii” albo „Nie chcę, żeby miały to w planie”. To nie są już jednostkowe głosy. To fala, która właśnie uderzyła w system, a Kościół chyba się jej nie spodziewał.
Religia zniknie ze szkół? Polacy powiedzieli to głośno
Badanie przeprowadzone przez Opinia24 dla RMF FM pokazało, że ponad połowa Polaków (ok. 54 proc.) popiera ograniczenie liczby lekcji religii w szkołach z dwóch do jednej tygodniowo. To bardzo mocny sygnał społeczny.
Ten wynik nie wziął się znikąd. Wystarczy spojrzeć na dane z MEN: w wielu miastach liczba uczniów uczęszczających na religię systematycznie spada. Przykład? W Warszawie na religię nie chodzi już około połowy uczniów liceów. I to nie jest żadna „lewacka bańka” – podobne decyzje podejmują również rodzice z mniejszych miejscowości, często wierzący, ale zmęczeni jakością katechezy albo podejściem Kościoła do dzieci i młodzieży.
Rodzice popierają decyzję MEN: mniej religii w szkołach
W wielu szkołach podstawowych, do których chodzą dzieci znajomych, co roku coraz więcej rodziców rezygnuje z religii. Rozmawiałam z mamą pierwszoklasistki – mówi, że zapisała córkę do świetlicy, bo „ksiądz nie potrafił rozmawiać z dziećmi, tylko je straszył piekłem”. Koleżanka z pracy z kolei mówi o „naciskach parafii” na obecność dzieci na lekcjach, które przypominały bardziej indoktrynację niż edukację.
Rodzice coraz częściej traktują religię jako prywatną sprawę – coś, co można zorganizować przy parafii, w grupach przygotowujących do sakramentów, ale niekoniecznie w murach szkoły. W dodatku te lekcje nie podlegają takim samym rygorom kontroli jak inne przedmioty – co budzi frustrację i niepokój.
„Gdyby moje dziecko miało dwóch nauczycieli matematyki na zmianę – z czego żaden nie byłby pedagogiem – byłaby awantura. A z religią tak właśnie jest” – powiedziała mi niedawno znajoma nauczycielka.
Kościół zaskoczony? Raczej oderwany od rzeczywistości
Episkopat zdaje się wciąż nie rozumieć, co się dzieje. Gdy tylko pojawiły się wyniki sondażu, odezwały się głosy oburzenia: że to atak na tradycję, że szkoła ma obowiązek wychowywać w duchu chrześcijańskim. Ale czy naprawdę ma taki obowiązek? Czy może raczej – jak wskazują badania i praktyka – coraz więcej rodzin nie chce, żeby to szkoła była miejscem przekazywania wiary?
Jako dziennikarka, ale też matka, widzę wyraźnie, jak bardzo zmieniło się podejście młodych do religii. Starsze dzieci znajomych same przestają chodzić na te lekcje. I wiecie co? Robią to z pełnym zrozumieniem i spokojem. Nie z buntu, nie z lenistwa. Po prostu nie czują sensu siedzenia na zajęciach, które nie dają im żadnej wartości.
To właśnie dlatego ten sondaż nie jest dla mnie zaskoczeniem. Jest potwierdzeniem tego, co od dawna widać w codziennym życiu. Polska się zmienia. Młode pokolenia chcą mieć wybór. A religia w szkole – jeśli nie nadąża za zmianami – będzie po prostu coraz bardziej ignorowana.
To nie jest wojna z Kościołem. To spokojny, ale wyraźny sygnał: „Dziękujemy, ale zorganizujemy to inaczej”. I choć dla wielu biskupów to może być szok, rodzice już dawno przestali czekać na zgodę – po prostu działają.
Zobacz też: