Reklama

Temat zmian w kanonie lektur wraca jak bumerang – tym razem za sprawą doniesień „Gazety Wyborczej”. Według dziennikarki Karoliny Słowik w nowej podstawie programowej języka polskiego miałyby pozostać tylko trzy obowiązkowe, dłuższe lektury: „Balladyna”, „Dziady cz. II” oraz „Kamienie na szaniec”. Resztę książek dobieraliby nauczyciele razem z uczniami w ramach tzw. edukacji czytelniczej.

Reklama

Tylko trzy obowiązkowe lektury. Chodzi o przyjemność dla dzieci

O nowym podejściu na łamach „Wyborczej” mówiła dr Kinga Białek – wykładowczyni dydaktyki języka polskiego w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego oraz ekspertka z Instytutu Badań Edukacyjnych. To właśnie eksperci z Instytutu przygotowują dla MEN propozycje zmian.

Dr Białek wyjaśnia, że eksperci chcą wprowadzić literaturę do życia uczniów, ale w nowej, odświeżonej formie, bardziej dostosowanej do współczesnych realiów. Oprócz trzech dłuższych lektur dzieci miałby przeczytać w ciągu roku minimum cztery książki wybrane wspólnie z nauczycielem – zarówno klasykę, jak i współczesne tytuły, np. „Harry’ego Pottera”.

„Dzieci muszą przede wszystkim zrozumieć, że książki mogą opowiadać o ich życiu” – podkreślała ekspertka w „Wyborczej”.

Zwraca też uwagę, że wiele dzieci, które nie mają specyficznych trudności w uczeniu się, i tak sięgają po bryki, bo nie wiedzą, jak zabrać się za lekturę. Nie mają nawyku czytania i nie potrafią sobie tego zorganizować.

Eksperci proponują więc odejście od sztywnego kanonu na rzecz elastycznej listy lektur – dopasowanej do wieku, zainteresowań i możliwości uczniów.

Lektury wypadają z kanonu. Nowacka dementuje

Wszystkie te spekulacje szybko zdementowała ministra edukacji Barbara Nowacka. „Co się zmienia w kanonie lektur? Nic” – napisała 30 lipca w serwisie X. Okazało się, że propozycje dr Kingi Białek i innych ekspertów z Instytutu Badań Edukacyjnych to jedynie sugestie, a nie oficjalne plany MEN.

Choć minister ostudziła emocje, warto przyjrzeć się, skąd w ogóle wzięły się te propozycje. Nowe podejście do kanonu zaproponowali właśnie eksperci Instytutu, zaproszeni do współpracy przez resort edukacji. Wygląda na to, że to dopiero początek gorącej debaty. Teraz ministerstwo czeka na gotowe propozycje ekspertów. Potem trafią one do naukowców i praktyków w celu recenzji, a następnie do MEN, gdzie będą dalej opracowywane.

Publiczne konsultacje planowane są na przełom września i października.

Jaki cel mają eksperci?

  • Chcą, żeby uczniowie naprawdę zaczęli czytać książki, a nie tylko je „odhaczali”.
  • Chcą lektur, które są bliżej ich codzienności, emocji i doświadczeń.
  • W zamian za sztywną listę – proponują listę, z szerokim wyborem tytułów, zarówno klasycznych, jak i współczesnych.
  • To ma pomóc nauczycielom dobrać książki do konkretnej klasy, a uczniom zobaczyć w literaturze coś więcej niż tylko obowiązek.

Wniosek? Media mogą się rozpisywać, opinie mogą się ścierać, ale zanim cokolwiek się zmieni, minie jeszcze sporo czasu. I – jak pokazuje przykład ostatnich dni – czeka nas jeszcze więcej nerwów, bo zdania są podzielone.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama