Reklama

Polacy szturmują kids cluby w hotelach

List trafił do naszej redakcji w połowie lipca. Autorka – rezydentka z kilkunastoletnim doświadczeniem – prosiła o niepublikowanie jej imienia. Napisała, bo, jak twierdzi, po raz pierwszy w swojej pracy poczuła żal.

Reklama

„W hotelach pracuję już piętnaście lat. Widziałam wiele: rodziny z Niemiec, Skandynawowie, sporo Brytyjczyków. Ale to właśnie Polacy ustawiają się pod drzwiami mini clubu już przed jego otwarciem. Punkt 10:00 – dzieci wchodzą, rodzice znikają. Dosłownie. Czasem tylko ktoś wróci, by podać krem z filtrem albo spytać, o której zamykamy”.

Według niej nie jest to sporadyczne zjawisko. W niektórych hotelach mini club przypomina wręcz przechowalnię. „Animatorzy mają ręce pełne roboty. Przez cały dzień opiekują się nawet kilkunastoma maluchami. I to nie w ramach chwilowej zabawy – tylko pełnoetatowej opieki, często bez żadnej przerwy”.

Polacy na all inclusive z dziećmi. Bez dzieci

Nie trzeba być psychologiem dziecięcym, by zrozumieć, że wakacje to czas, który dzieci zapamiętują na długo. Te dobre nawet na całe życie. Nie tylko przez dmuchańce i lody bez limitu, ale przez wspólne wspomnienia z rodzicami. Tylko co, jeśli tej rodziny właściwie nie ma? „Zdarza się, że dziecko płacze przy oddaniu. Mówi: ‘Mamo, ja nie chcę do klubiku, chcę z tobą na plażę’. I wtedy pada sakramentalne: ‘Kochanie, mama musi odpocząć. Idź się pobawić, zaraz wrócę’” – opisuje rezydentka.

Jeden z animatorów powiedział jej kiedyś wprost: „Znasz to powiedzenie o kukułkach? No to tutaj mamy rodziców-kukułki. Zostawiają dzieci i znikają. Czasem mamy wrażenie, że jesteśmy częścią jakiegoś cwanego planu tych rodziców”. „Nie oceniam, ale ten widok boli” – dodaje kobieta.

Zobacz też: Przed rodzinnym all inclusive zapamiętajcie zasadę przepoconej koszulki. Dotyczy głównie dzieci

Rezydentka o smutnym widoku w hotelach

W swoim liście rezydentka nie próbuje moralizować. Raczej dzieli się emocją, która narastała w niej przez ostatnie tygodnie – a może nawet przez kilka lat. „Nie piszę tego, żeby krytykować. Wiem, że rodzicielstwo to ciężka praca, a wakacje są jedyną okazją, żeby naprawdę złapać oddech. Ale boli mnie widok 5-letniego chłopca, który przez tydzień nie poszedł na te wymarzone zjeżdżalnie z mamą. Albo dziewczynki, która codziennie pyta animatora, czy on też ma dzieci, bo ‘chyba bardziej go lubi niż swojego tatę’”.

Reklama

Podkreśla, że problem nie dotyczy wszystkich – są rodziny, które spędzają czas razem, bawią się w wodzie, śmieją przy kolacji. Ale w tym sezonie, jak mówi, proporcje się zmieniły. I choć na all inclusive naprawdę można odpocząć, warto zadać sobie jedno pytanie: Czy nasze dzieci odpoczywają z nami, czy od nas? Bo może te wspólne lody, dmuchany krokodyl i piaskowy zamek będą warte więcej niż wszystkie drinki z palemką razem wzięte.

Reklama
Reklama
Reklama