Rezydentka o rodzicach na all inclusive: „Robienie kanapek na wynos nie jest najgorsze”
Pracuję jako rezydentka turystyczna i widziałam już naprawdę wszystko: od ludzi wynoszących ciasta w serwetkach po awantury o brak wolnego leżaka przy basenie. Ale to, co robią niektórzy rodzice, wciąż mnie porusza. I wcale nie chodzi o kanapki zawijane na plażę. To są drobiazgi w porównaniu do tego, co widzę każdego dnia.

Rodzice przyjeżdżają zmęczeni pracą, kredytami, stresem. Chcą odpocząć, poczuć, że pieniądze nie poszły na marne. Widzę, jak w pierwszym dniu są uśmiechnięci, bawią się z dziećmi w basenie, budują zamki z piasku. Ale potem… potem bywa różnie.
Zaczyna się od prostych zdań, które słyszę każdego dnia:
– Nie marudź, masz się dobrze bawić!
– Przestań płakać, jesteśmy na wakacjach!
– Jak się nie uspokoisz, wracamy do domu!
Codziennie widzę maluchy płaczące na basenie, bo woda jest za zimna. Widzę trzylatki zasypiające na leżakach w pełnym słońcu, bo rodzice chcą jeszcze chwilę posiedzieć przy drinku. Widzę dzieci, które marzą o drzemce w klimatyzowanym pokoju, ale słyszą: „Nie po to tu przyjechaliśmy, żeby spać w dzień”.
Widzę te same dzieci późnym wieczorem w mini disco. Oczy im się zamykają, nie mają siły tańczyć, ale rodzice klaszczą i krzyczą: „No tańcz, przecież lubisz!”. Kilkulatki siedzące do 23 na animacjach to norma. Potem zasypiają na rękach, a rano znów są budzone o siódmej, żeby „zająć leżaki”.
Kanapki to najmniejszy problem
Wszyscy się śmieją, że Polacy robią kanapki na plażę. I tak, robią. Pakują bułki z szynką i serem w serwetki, biorą kawałki arbuza, czasem ciasteczka dla dzieci. Ale wiecie co? To mnie naprawdę nie rusza. W porównaniu z innymi rzeczami to drobiazg.
Bo kanapki nie zostawią w dziecku traumy. Krzyk, szantaż i zawstydzanie – owszem.
Jakiś czas temu widziałam chłopca, który bał się zjechać z dużej zjeżdżalni. Stał w kolejce i płakał, prosił mamę, żeby zeszli. Mama się wściekła. Zaczęła krzyczeć, że „przez niego nie może się dobrze bawić” i że „jest największym tchórzem w całym hotelu”. Dziecko zeszło ze zjeżdżalni z płaczem i schowało się pod leżakiem. Ona w tym czasie robiła zdjęcia swojej kawy na Instagram.
Wakacje, które ranią
Piszę to wszystko, bo chciałabym, żeby rodzice zrozumieli jedno: dzieci nie przyjechały na wakacje po to, żeby „się opłacało”. One chcą czuć się bezpieczne, szczęśliwe i kochane. Nie potrzebują pięciu animacji dziennie, jeśli są zmęczone. Nie muszą chodzić na każdą kolację tematyczną, jeśli boli je brzuszek. Nie muszą być najlepsze, najodważniejsze i najgrzeczniejsze, żeby zasłużyć na lody.
Bo kiedyś te dzieci dorosną i zapomną, że rodzice robili kanapki na plażę. Ale nigdy nie zapomną, że wakacje all inclusive były miejscem, gdzie czuły się gorsze, zawstydzane i niekochane.
Zobacz także: