Reklama

Jeszcze kilka lat temu sale zabaw i parki trampolin były rajem dla dzieci. Kolorowe, pełne śmiechu, bezpieczne – przynajmniej tak mi się wydawało. Do czasu. Kiedyś, podczas jednej z wizyt z córką w dużej sali zabaw w Warszawie, zobaczyłam wystający z konstrukcji drut. Cienki, ostry, ledwo widoczny, ale dokładnie na wysokości twarzy dziecka. Przeszły mnie ciarki. Od tamtej chwili nie potrafię już cieszyć się takimi miejscami.

Parki trampolin: nie chodzi o przewrażliwienie, a o zdrowy rozsądek

Ostatnio zrobiło mi się naprawdę przykro, gdy przeczytałam o 11-latce z Lublina, która podczas zabawy w parku trampolin złamała kręgosłup. Dziewczynka skoczyła na poduszkę, która – jak się okazało – była… nienadmuchana. Zamiast miękkiego lądowania – dramat. I choć to brzmi jak pojedynczy przypadek, statystyki mówią coś innego.

Kontrole UOKiK: co piąta sala zabaw ma uchybienia

Według danych, do których dotarł portal o2.pl, wyniki kontroli Inspekcji Handlowej i UOKiK z 2023 i 2024 roku są alarmujące. Spośród 161 skontrolowanych sal zabaw w całym kraju, aż co piąta miała uchybienia mogące bezpośrednio zagrozić bezpieczeństwu dzieci. Kontrolerzy sprawdzali m.in. place zabaw, ścianki wspinaczkowe, parki linowe i trampoliny – również te zlokalizowane w centrach handlowych.

„W konstrukcjach stwierdzono m.in. ostre krawędzie, wystające śruby, zszywki, druty, niezabezpieczone gniazdka elektryczne, kable czy odkryte płyty wiórowe” – czytamy w raporcie UOKiK. Inspektorzy znaleźli też przerwane sploty siatek, dziury w konstrukcji, oderwane siedziska huśtawek czy ruchome schodki, które dosłownie proszą się o nieszczęście.

To nie są drobiazgi. To realne zagrożenia, które mogą zakończyć się tragedią. Dlatego kiedy dziś moje dzieci pytają, dlaczego nie idziemy na trampoliny, odpowiadam szczerze: bo się boję. Bo nie chcę ryzykować, że coś się stanie przez czyjeś zaniedbanie.

park trampolin
W dziecięcych salach zabaw warto zachować ostrożność, fot. AdobeStock/ftomasz

„Już tam nie pójdę”. Coraz więcej rodziców myśli podobnie

Nie jestem w tym odosobniona. Coraz częściej słyszę od znajomych rodziców, że rezygnują z takich atrakcji. „Po tym, co zobaczyłam ostatnio, już tam nie pójdę” – powiedziała mi znajoma mama sześcioletniego chłopca. Opowiadała, że na trampolinie w jednym z centrów handlowych brakowało siatki zabezpieczającej. Dzieci odbijały się tak wysoko, że wystarczyło jedno potknięcie, by wypaść poza konstrukcję.

Inna mama wspominała sytuację, gdy jej córka zsunęła się z tzw. ścianki wspinaczkowej prosto na twardą podłogę, bo poduszki amortyzujące nie były dobrze ułożone.

Trudno się dziwić, że po takich przeżyciach rodzice wolą zabrać dzieci na spacer, rower albo plac zabaw pod blokiem, gdzie wszystko mają na oku. Nie dlatego, że są przewrażliwieni. Tylko dlatego, że nie mają zaufania do miejsc, w których bezpieczeństwo dziecka powinno być priorytetem, a często schodzi na dalszy plan – za zyskami i pośpiechem.

Kiedy bezpieczeństwo staje się „opcją”

Nie mam nic przeciwko nowoczesnym miejscom zabaw, ale mam ogromny problem z ich bylejakością. Wielu właścicieli inwestuje w kolorowe pianki i reklamę, zapominając o tym, co najważniejsze – o kontroli i konserwacji sprzętu.

Dzieci ufają, że mogą się tam bawić bezpiecznie. My, rodzice, też chcemy w to wierzyć, ale z każdą taką historią to zaufanie topnieje. Kiedy widzę doniesienia o kolejnych wypadkach, mam wrażenie, że to, co miało być radością, coraz częściej zamienia się w stres.

Niektórzy powiedzą, że przesadzam. Ale jeśli ktoś raz zobaczy wystający drut tuż obok miejsca, gdzie bawią się dzieci, przestaje wierzyć w zapewnienia o „bezpiecznej zabawie”. Od tamtej chwili wolę zabrać córkę na plac zabaw pod chmurką, gdzie wszystko widzę i mogę zareagować. Chyba lepiej usłyszeć: „mamo, ale nudno”, niż przeżywać dramat jak rodzice 11-latki z Lublina.

Źródło: o2.pl, UOKIK

Zobacz też:Odkryłam bajkę na Netflix, która ratuje poranki. W końcu piję ciepłą kawę, a dziecko nie marudzi

Reklama
Reklama
Reklama