Rodzice oburzeni szałem na wojanki. „Dlaczego wciskacie dzieciom taki bubel?”
Wystarczyło kilka tygodni, by kolorowe butelki z napisem „wojanek” zniknęły z półek szybciej niż mleko. Dzieci oszalały, a rodzice... zaczęli łapać się za głowy.

Kiedy pierwszy raz usłyszałam od mojego syna słowo „wojanek”, pomyślałam, że to jakaś zabawa w wojnę albo mem z internetu. Dopiero po chwili zrozumiałam, że chodzi o napój, który dzieci znają nie z reklamy, ale z TikToka. Wojanki pojawiły się w sklepach jak meteoryt − nagle i z ogromnym hukiem. Dzieci zaczęły o nich mówić na przerwach, śpiewać głupkowate piosenki i wymieniać się butelkami, jak kiedyś kartami z Pokemonami.
Wojanki − nowy symbol „fajności” wśród dzieci
Rodzice jednak nie podzielają tego entuzjazmu. „Moja córka wróciła ze szkoły i płakała, że nie ma wojanka, a inne dzieci mają. Mówiła, że bez tego wszyscy się z niej śmieją” – opowiada mi Ewa, mama dziewięciolatki. „Nie sądziłam, że butelka kolorowego napoju może stać się symbolem przynależności do grupy”.
Wojanki stały się więc czymś więcej niż tylko napojem. To nowa waluta wśród dzieciaków, która decyduje o tym, kto jest „cool”, a kto „dziwny”. Tyle że ten „napój popularności” to po prostu słodki ulepek w ładnym opakowaniu.
Reklama, która trafia prosto w dziecięce emocje
Nie oszukujmy się – dzieci są dziś wyjątkowo podatne na reklamę, zwłaszcza tę podaną w formie zabawnej piosenki. Wojanki idealnie wpasowały się w ten schemat. Wesoła melodia, prosty tekst i influencer, który dla wielu dzieci jest kimś ważniejszym niż szkolny nauczyciel.
„Moja córka nie interesowała się wcześniej takimi rzeczami. A teraz śpiewa piosenkę o wojankach i prosi, żebym kupiła całą zgrzewkę” – mówi Agnieszka, mama dwóch dziewczynek z podstawówki. „To nie jest przypadek. To świetnie przemyślany marketing – tyle że wymierzony w dzieci”.
Niektórzy rodzice próbują walczyć. Tłumaczą, że to tylko cukier i barwniki, że nie warto. Ale dzieciaki nie chcą słuchać. W internecie pojawiły się nawet oferty, gdzie wojanki kosztują kilkadziesiąt złotych za kilka butelek. „Widziałam, jak mój syn przeszukuje OLX, bo w sklepie nie było” – opowiada Marta, mama ośmiolatka. „Wydał całe kieszonkowe na coś, co smakuje jak rozwodniony sok. Tylko dlatego, że inni też to mają”.
Ten napój stał się symbolem statusu – dokładnie tak, jak modne buty czy plecak z popularnym logo. I choć wiele dzieci nawet nie lubi smaku wojanków, piją je, żeby nie wypaść z obiegu.
Rodzice coraz głośniej mówią „dość”
W rozmowach z rodzicami słyszę coraz większe zniecierpliwienie. „To już nie jest zabawa, to manipulacja” – mówi Paweł, tata dziesięciolatka. „Dzieci śpiewają głupią piosenkę i naprawdę wierzą, że to coś wyjątkowego. A my stoimy w sklepach, szukamy tych butelek jak złota, bo nie chcemy, żeby nasze dziecko czuło się gorsze”.
Na grupach rodzicielskich roi się od komentarzy: „Kto to wymyślił?”, „Dlaczego pozwala się reklamować to dzieciom?”. To już nie tylko frustracja – to realny sprzeciw wobec sposobu, w jaki buduje się dziecięce pragnienia.
Wielu rodziców ma wrażenie, że wojanki są jak fast food dla emocji – tanie, słodkie i uzależniające. Dają krótkotrwałą satysfakcję, a potem zostaje tylko puste opakowanie i ból brzucha.
„Chciałabym, żeby moje dziecko nauczyło się myśleć samodzielnie, a nie pod wpływem piosenki z TikToka i youtubera, który chce na tym zarobić” – mówi Monika, mama siedmiolatki. „Ale to trudne, bo reklama działa na emocje, a dzieci nie potrafią jej odczytać”.
Wojanki – chwilowa moda czy niebezpieczny trend?
Trudno przewidzieć, jak długo potrwa ten szał, ale jedno jest pewne: wojanki pokazały, jak łatwo można stworzyć produkt, który trafi prosto w emocje najmłodszych. Wystarczy znany influencer, chwytliwy refren, kolorowe opakowanie i pozory ekskluzywności, żeby dzieciaki zapomniały, że to tylko napój.
Niektórzy rodzice liczą, że moda szybko przeminie, inni – że może wreszcie ktoś zareaguje i ograniczy takie kampanie skierowane do dzieci.
Fenomen wojanków to nie tylko moda na słodki napój. To przemyślana kampania, która wykorzystuje dziecięce emocje i potrzebę przynależności. I choć na pierwszy rzut oka wydaje się to błahostką, dla wielu rodziców to sygnał alarmowy. Jeśli dzieci nauczą się, że „być kimś” znaczy mieć kolorową butelkę w ręku, to znaczy, że naprawdę daliśmy się nabrać.
Zobacz też: 7-latek wydał na wojanki całe kieszonkowe. „Przy kasie usłyszałam wrzask”