Rodzice oszaleli na punkcie wojanków. „Widziałam dwóch ojców ściągających się do Żabki”
Wojanki stały się czymś więcej niż napojem – to zjawisko społeczne, które rozlało się szerzej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Nawet dorośli dali się wciągnąć w ten szał, a sceny, które można dziś zobaczyć w sklepach, potrafią naprawdę zaskoczyć.

Nie sądziłam, że przyjdzie dzień, w którym zobaczę dorosłych ludzi biegnących przez parking do Żabki po kolorowy napój. A jednak. Stałam na przystanku, gdy usłyszałam rozmowę dwóch ojców z dziećmi. „Słyszałeś? Mają wojanki!” – powiedział jeden.
W sekundę obaj ruszyli sprintem, jakby na końcu drogi czekała ostatnia para biletów na koncert życia. Chwilę później wrócili zziajani, z butelkami w dłoniach i minami zwycięzców. Ich dzieci wyglądały na zachwycone, a ja zastanawiałam się, kiedy zwykły napój stał się obiektem pożądania większym niż nowy telefon.
Szał na wojanki dotarł do dorosłych
Moda na wojanki, napoje sygnowane przez znanego youtubera, przeszła najśmielsze oczekiwania. Ogarnęła już nie tylko dzieci i nastolatki – w pogoń za limitowanymi smakami ruszyli też rodzice. Niektórzy tłumaczą to chęcią uszczęśliwienia swoich pociech. Inni – zwykłą ciekawością, bo skoro „wszyscy kupują”, to czemu nie spróbować? Problem w tym, że cała ta sytuacja pokazuje coś więcej niż chwilową modę.
Jak działa mechanizm „muszę to mieć”
Kiedyś dzieci zbierały karteczki, gumy Turbo czy kapsle z napojów. Dziś symbolem „bycia na czasie” jest wojanek. Opakowanie z logo znanego twórcy, kolor, hasło – wszystko zaprojektowane tak, żeby przyciągnąć wzrok. Dla dzieci to sposób, żeby poczuć się częścią grupy, nie odstawać od kolegów. Ale dla dorosłych? To często test rodzicielskiej cierpliwości i... podatności na marketing.
Zastanawiam się, ilu z nas naprawdę wierzy, że to zwykła butelka z napojem, a ilu – że to przepustka do świata, w którym nasze dziecko nie czuje się „inne”. Bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi: o emocje. O chęć zrobienia czegoś dla dziecka, które błaga: „Mamo, kup wojanka!”. A że te butelki znikają z półek szybciej niż świeże bułki, to cała pogoń staje się grą – emocjonującą, choć przecież absurdalną.
Z jednej strony rozumiem rodziców. Sama pamiętam czasy, gdy moje dziecko chciało konkretną zabawkę, „jak wszyscy w klasie”. Ale kiedy widzę dorosłych ludzi ścigających się do sklepu po napój, zaczynam się zastanawiać, kto tu naprawdę daje się wciągnąć w marketingową pułapkę.
Gdzie kończy się troska, a zaczyna manipulacja
Nie ma nic złego w tym, że rodzic chce zrobić dziecku przyjemność. Ale gdy ta przyjemność polega na uczestniczeniu w zbiorowym szale, który napędzają influencerzy i algorytmy, coś jest nie tak. Zauważyłam, że wojanki to nie tylko kolorowy napój – to symbol współczesnego rodzicielstwa, w którym presja, by „nie odstawać”, dotyczy już nie tylko dzieci, ale i dorosłych.
To ciekawe, jak łatwo marki wchodzą w naszą codzienność, podsuwając gotowe emocje. Rodzic nie chce, żeby jego dziecko czuło się gorsze, więc biegnie do sklepu. A dziecko uczy się, że to, co ma, definiuje jego wartość w oczach innych. I tak błędne koło się zamyka.
Patrząc na tych dwóch ojców w Żabce, nie oceniałam ich. Widziałam w nich troskę, ale też zmęczenie – jakby sami wiedzieli, że to absurd, tylko nie mieli już siły dyskutować z emocjami dziecka. Wojanki wygrały, bo nie sprzedają smaku, tylko poczucie przynależności.
Jak nie dać się w to wciągnąć?
Może czasem warto zatrzymać się i zapytać: po co to wszystko? Czy naprawdę musimy uczestniczyć w każdej modzie, by być „dobrymi” rodzicami? Może lepiej nauczyć dzieci, że bycie „cool” nie zawsze oznacza posiadanie tego, co wszyscy.
Nie twierdzę, że świat stanie się lepszy, jeśli nikt nie kupi wojanków. Ale może stanie się mądrzejszy, jeśli choć część rodziców spojrzy na tę sytuację z dystansem. Bo każda butelka prędzej czy później zniknie z półek, a to, co zostanie, to nasze wybory – i lekcje, które przekazujemy dzieciom.
Zobacz też: Dzieci polują na wojanki, płacą po 80 zł za zgrzewkę. Ekspertka: „To niebezpieczne”