Rodzice wiwatują: więcej nauki w szkołach już od września. „Wreszcie wezmą się za dzieci”
Od września uczniowie mogą spodziewać się większej liczby obowiązków – rząd rozważa przywrócenie prac domowych. Jedna z mam nie kryje entuzjazmu: „Wreszcie ktoś się za nich weźmie”.

W redakcyjnej skrzynce znaleźliśmy poruszający list od mamy dwójki uczniów, która z nadzieją i ulgą wypowiada się o możliwym powrocie obowiązkowych prac domowych do szkół. W świetle najnowszych zapowiedzi Ministerstwa Edukacji Narodowej – jeśli wyniki egzaminów ósmoklasistów nie będą zadowalające, a nauczyciele poprą taką decyzję – od września 2025 zadania domowe mogą wrócić do szkół w znanej nam formie. Dla wielu rodziców to długo wyczekiwana wiadomość.
„Dzieci się nudzą, a ja się martwię”
Autorka listu nie owija w bawełnę. „Nie wierzyłam, że to napiszę, ale brakuje mi zadań domowych. Serio. Mam wrażenie, że moje dzieci, odkąd nie mają nic zadawane, po prostu odpływają. Komputer, telefon, granie… I tyle z edukacji po godzinie 15. Przecież to się musi skończyć źle” – pisze.
Jej córka chodzi do szóstej klasy, syn – do ósmej. „Zawsze narzekali na zadania, wiadomo. Ale dzięki nim mieli stały rytm, coś do zrobienia po lekcjach. A ja miałam poczucie, że szkoła ich wychowuje do systematyczności. Teraz wszystko się rozmyło. Są dni, gdy nawet nie otwierają plecaka” – opowiada.
Nie jest odosobniona. Coraz więcej rodziców zauważa, że pozorna ulga w obowiązkach szkolnych przyniosła efekt odwrotny do zamierzonego – dzieci mają więcej wolnego czasu, ale nie wykorzystują go konstruktywnie. „Mój syn, jak nie musi czegoś zrobić, to nie zrobi. Tak po prostu. I nie dlatego, że jest leniwy, tylko że nie ma bodźca. Odrabianie zadań było właśnie takim bodźcem” – podkreśla.
„Niech wreszcie wróci normalność”
W liście widać nie tylko frustrację, ale i ogromne oczekiwanie względem działań MEN. Rodzice – według naszej czytelniczki – poczuli się w ostatnich miesiącach pozostawieni sami sobie.
„Ograniczenie prac domowych miało pomóc dzieciom. Ale czy ktoś zapytał rodziców, co się dzieje w domach po tej zmianie? Zamiast więcej czasu spędzanego na rodzinnych rozmowach czy wspólnej nauce, mamy więcej czasu przed ekranem. Więcej krzyków. Więcej bezczynności”.
Kobieta przyznaje, że cieszy się z zapowiedzi ministerialnych. Jej zdaniem nauczyciele najlepiej wiedzą, co uczniowie powinni ćwiczyć po lekcjach, a rodzice powinni ich w tym wspierać. „Nie jestem za tym, żeby dzieci po szkole ślęczały nad zadaniami do nocy. Ale bez jakiejkolwiek pracy własnej się nie da. Jak mają się przygotować do życia, skoro nie potrafią przysiąść do najprostszej rzeczy?” – dopytuje.
Wierzy, że nowy rok szkolny przyniesie zmiany. „Wreszcie ktoś zauważył, że to nie jest fanaberia rodziców, tylko potrzeba. Nie po to dzieci chodzą do szkoły, żeby tylko siedzieć w ławce. Uczenie się w domu to też część tej układanki. Może niełatwa, ale potrzebna”.
„Nie chcę wychować wygodnickich”
Na koniec matka pisze: „Uczę moje dzieci, że życie wymaga wysiłku. Nie chcę ich widzieć jako młodych dorosłych, którzy nie potrafią niczego doprowadzić do końca, bo wszystko było 'za trudne'. Chcę, żeby wiedzieli, że nauka to nie kara, tylko droga. I żeby ta droga nie kończyła się na dzwonku o 14:30”.
Jej słowa poruszają wielu. To głos nie tylko jednego rodzica, ale całej grupy dorosłych, którzy chcą przywrócenia równowagi między szkołą a domem. Takiej, w której dzieci nie tylko odpoczywają, ale też rozwijają nawyki systematycznej pracy.
Zobacz też: