Reklama

Wojan, czyli popularny twórca gamingowy z YouTube’a, od dawna jest dla wielu dzieciaków kimś więcej niż tylko youtuberem. Z jego filmikami dorastają całe roczniki. Kiedy więc na półkach pojawił się napój sygnowany jego imieniem, nie mogło być inaczej: ruszyło prawdziwe szaleństwo.

Wojanki rozgrzewają emocje

Napój z logo Wojana w błyskawicznym tempie stał się towarem deficytowym. W mediach społecznościowych roi się od filmików, w których dzieci pokazują swoje kolekcje butelek albo chwalą się, że udało im się zdobyć nowy smak. Niektórzy rodzice zamawiają całe kartony przez internet, inni objeżdżają po kilka Żabek dziennie. Wszystko po to, żeby zadowolić swoje pociechy.

I tu zaczyna się historia, którą widziałam na własne oczy.

Scena z Żabki, której długo nie zapomnę

Był zwykły popołudniowy dzień. Weszłam do sklepu po ser i mleko, a tam – kilkoro rodziców przy półce z napojami. Z początku myślałam, że to jakaś promocja. Ale nie – to była bitwa o ostatnie butelki wojanków. Dwie mamy i jeden tata wyciągali ręce po ten sam egzemplarz. Ton głosu się podnosił, atmosfera gęstniała. Ktoś rzucił: „Dzicz!”, ktoś inny – „Daj pani spokój, to dla dziecka!”.

Stałam obok, trzymając koszyk i zastanawiając się, co właściwie się stało z nami, dorosłymi. Dzieci, które przyszły razem z rodzicami, patrzyły w milczeniu. Niektóre z rozdziawionymi ustami, inne ze wstydem. W końcu ekspedientka przerwała ten chaos, prosząc, żeby się uspokoić. Potem, gdy płaciłam za zakupy, powiedziała do mnie cicho: „To nie pierwszy raz. O te napoje kłócą się rodzice, nie dzieci. Czasem mam wrażenie, że to one są dojrzalsze”.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Może tylko to, że coś tu naprawdę się odwróciło.

Co stoi za fenomenem wojanków?

Nie da się ukryć, że twórcy internetowi mają dziś ogromny wpływ na najmłodsze pokolenie. Dla dzieci Wojan to bohater, wzór, ktoś, kto jest „cool”. Dla producentów – gwarancja zysków. Dla rodziców? Czasem wyzwanie, które sprawdza ich cierpliwość i asertywność.

Wojanki nie są pierwszym takim przypadkiem – podobne emocje budziły kiedyś karty Pokémon, figurki z Kinder Niespodzianek czy modne bluzy z wizerunkami yutuberów. Tyle że teraz to wszystko dzieje się szybciej. Media społecznościowe potrafią w ciągu kilku dni zrobić z napoju „must have”, a sklepy nie nadążają z dostawami.

Z jednej strony trudno się dziwić – dzieci żyją w świecie, gdzie idole z internetu są jak dawni bohaterowie z telewizji. Z drugiej, to my, dorośli, mamy uczyć je dystansu. Kiedy więc zaczynamy sami zachowywać się jak fani na koncercie, wysyłamy im bardzo niebezpieczny sygnał.

Zobacz też: Tak rodzice psują pokolenie alfa. Afera o szkolną lekturę najlepszym dowodem

Reklama
Reklama
Reklama