Składka na prezent dla nauczycielki? W tym roku powiedziałam: stop
To miał być drobny gest, a zamienił się w festiwal presji. I wreszcie zrozumiałam, że już nie chcę w tym brać udziału.

Święta w szkolnych grupach rodziców mają swój osobny klimat. I nie chodzi mi o pierniczki, tylko o tę dziwną mieszankę napięcia, poczucia obowiązku i presji, żeby „wypaść dobrze”.
Przez lata wpisywałam się w to bez mrugnięcia okiem. Składki, kosze prezentowe, bony, kartki – wszystko robione w biegu, między jednym deadline’em a drugim. W tym roku – po raz pierwszy – powiedziałam jasno: stop. I, ku mojemu zdziwieniu, poczułam ulgę większą niż po wigilijnym sprzątaniu.
Gdzie kończy się wdzięczność, a zaczyna obowiązek?
Zawsze wierzyłam, że nauczyciele zasługują na dobre słowo i drobny gest. Przecież spędzają z naszymi dziećmi mnóstwo czasu, często widząc ich emocje, których my w domu nawet nie zauważamy. Ale to, co dzieje się w ostatnich latach w klasowych grupach, dawno przekroczyło granicę zwykłej wdzięczności.
W pewnym momencie „zrzutka na kwiatek” zamieniła się w profesjonalny kosz prezentowy, którego nie powstydziłaby się korporacja nagradzająca pracowników. Słoje z herbatą, świeczki, bony do spa, ręcznie robione mydła, personalizowane kubki, kartki drukowane na kredowym papierze. A do tego presja: „dorzuć choć 30 zł, przecież to nic”. Dla wielu rodzin – szczególnie przed świętami – to jednak nie jest „nic”.
Ten jeden wieczór, kiedy pękłam
Pamiętam dokładnie, jak siedziałam przy stole, patrząc na kolejną wiadomość w grupie. „Do północy proszę o potwierdzenie składki”. Obok stała lista rzeczy już kupionych. Kosz kosztował więcej niż prezent, jaki kupuję czasem własnym bliskim. I nagle poczułam bunt. Nie wobec nauczycielki, którą naprawdę bardzo lubię. Wobec systemu oczekiwań, który sami sobie zbudowaliśmy.
Pomyślałam: czy naprawdę w tym wszystkim chodzi jeszcze o dzieci, o relację, o świąteczny gest? Czy może bardziej o to, żeby nikt nie poczuł się „tym rodzicem, który nie dał”? I pierwszy raz od lat napisałam: „Dziękuję, ale w tym roku rezygnuję”.
Reakcje? Różne. Ale potrzebne
Była chwila ciszy. A potem – co mnie zaskoczyło – prywatne wiadomości od innych mam. „Dzięki, że to napisałaś. Też się duszę w tych składkach, ale bałam się odezwać”. „Może zróbmy coś symbolicznego, ręcznie, od dzieci?”. „Mam wrażenie, że zapomnieliśmy, o co w tym chodzi”.
Niektórzy oczywiście zareagowali zdziwieniem. A jedna osoba napisała: „To jednak głupio tak nic nie dać”. Ale to było dla mnie ważne: zobaczyć, jak różne mamy do tego podejście — i jak bardzo brakuje nam zgody na zwykłą normalność.
Dlaczego mówimy „stop” dopiero wtedy, gdy jesteśmy wyczerpane?
Może dlatego, że przez lata uczono nas bycia „dobrą mamą” i „dobrą uczennicą życia”. A dobra mama nie robi problemów. Dobra mama płaci składki. Dobra mama nie wychyla się, żeby klasie było miło.
Tylko że bycie dobrą mamą wcale nie polega na tym, żeby dokładać sobie presji. Czasem bycie dobrą mamą to powiedzieć „stop”, zanim coś stanie się za ciężkie. I pokazać dziecku, że granice są czymś normalnym – także finansowe.
Co dałam nauczycielce zamiast prezentu?
Dałam jej kilka zdań. Kilka prostych, szczerych słów wdzięczności, które napisałam od siebie, nie z generatora kartek. Takich, które naprawdę czułam. I wiesz co? Odpisała mi, że to najpiękniejsza rzecz, jaką dostała w tym roku. Bo wreszcie poczuła, że ktoś widzi ją, a nie tylko „oczekiwania klasowej tradycji”.
I pomyślałam, że może właśnie o to w tym chodzi. Nie o to, żeby było „najładniej”. Tylko żeby było prawdziwie. W tym roku powiedziałam „stop” składkom. I paradoksalnie – pierwszy raz od dawna poczułam, że naprawdę jestem w świątecznym nastroju. Jeśli też tak czujesz: nie jesteś sama. Możemy robić święta po swojemu – nawet te szkolne.
Zobacz także: Ten 1 świąteczny zwyczaj z PRL powinien powrócić. „Dziś dzieci tego nie umieją”