Świętowanie Dnia Nauczyciela przez 2 dni to kpina. Wakacje dawno się skończyły
Nie mogę uwierzyć, że szkoła moich dzieci znów robi sobie wolne. Dwa dni świętowania z okazji Dnia Nauczyciela to moim zdaniem przesada. Wystarczy już tych przerw, dzieci potrzebują nauki i dyscypliny, a nie kolejnych dni bez lekcji.

Jestem mamą dwójki dzieci w szkole podstawowej i naprawdę szanuję pracę nauczycieli. Wiem, że mają ciężko i często borykają się z problemami, których my, rodzice, nie widzimy. Ale to, co dzieje się w tym roku w naszej szkole, przelało czarę goryczy.
Wolne 14 października i apel 15 października? Przesada
14 października lekcji nie ma, bo to Dzień Edukacji Narodowej. Rozumiem − taki jest kalendarz. Ale 15 października też nie ma normalnych zajęć, bo szkoła zaplanowała „uroczysty apel” i wręczanie kwiatów. Dzieci mają przyjść tylko na dwie godziny, a potem do domu.
Przepraszam bardzo, ale czy szkoła to teraz miejsce do ciągłego świętowania, czy do nauki? Po ponad dwóch miesiącach wakacji i dodatkowych wrześniowych przerwach oczekiwałabym, że w październiku program będzie realizowany normalnie.
Nauczyciele myślą o kawce i prezentach, a nie o dzieciach
Nie ukrywam, że jestem rozczarowana podejściem wielu nauczycieli. Mam wrażenie, że Dzień Nauczyciela coraz bardziej przypomina imieniny w pracy niż poważne święto. Na klasowych czatach rodzice już od tygodnia ustalają, kto co kupi, jakie ciasto przynieść, kto zrobi dekoracje.
A co z dziećmi? Kto pomyślał o tym, że wielu rodziców musi brać wolne z pracy, żeby zorganizować opiekę? Ja nie mam babci ani dziadka na podorędziu. Dla mnie każdy taki „wolny dzień” to kombinowanie, urlopy na żądanie albo płatna niania. Czy naprawdę nie można świętować w trakcie normalnych zajęć, tak jak robi się to z innymi uroczystościami szkolnymi?
Rozumiem symboliczną akademię, może wspólne życzenia na przerwie − ale dwa dni wybite z rytmu to zwyczajna przesada. Nauczyciele powinni świecić przykładem i dbać o ciągłość nauki, a nie pogłębiać chaos.

Dni wolne w szkole są potrzebne, ale wszystko ma swoje granice
Nie jestem przeciwna dniom wolnym. Każdy ich potrzebuje − i uczniowie, i nauczyciele. Ale mamy już ferie, wakacje, święta państwowe, przerwy świąteczne, długie weekendy. W roku szkolnym naprawdę nie brakuje wolnych chwil.
To, co mnie boli najbardziej, to lekceważenie rodziców. Nikt nie zapytał, jak sobie poradzimy przez te dwa dni. Nie było żadnych alternatywnych zajęć świetlicowych ani zajęć integracyjnych. Po prostu: szkoła zamknięta, proszę radzić sobie samemu.
Jako matka czuję frustrację. Uważam, że szkoła to nie tylko miejsce pracy nauczycieli, ale też instytucja odpowiedzialna za dzieci i wspierająca rodziny. Dwa dni świętowania to kpina, a nie powód do dumy.
Monika
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: „Do Librusa zaglądam w godzinach pracy”. Nauczyciele mają dość żądań roszczeniowych rodziców