Reklama

Pierwszy wstyd zostaje na lata

Każdy z nas pamięta swój pierwszy szkolny wstyd. Dla jednych to były bazarowe adidasy, dla innych ortalionowy dres albo kanapka zawinięta w szary papier. Ja do dziś pamiętam, jak koleżanki kpiły z mojej fryzury „na pazia”, którą dumnie zrobiła mi mama. Śmiały się, a ja marzyłam, żeby zniknąć.

Reklama

Dziś historia zatoczyła koło – tym razem to mój syn wrócił z płaczem. Bo miał kanapkę z pasztetem, a nie kolorową tortillę czy box z sushi, jakie podobno przynoszą inni. Byłam w szoku, że coś tak prostego jak jedzenie może być powodem do upokorzenia. Ale dla niego to był dramat.

Dlaczego dzieci są dla siebie takie okrutne

Długo nad tym myślałam. Dlaczego w grupie zawsze znajdzie się ktoś, kogo trzeba ośmieszyć? Psychologowie mówią, że dzieci w szkole ćwiczą mechanizmy społeczne. Uczą się, jak zdobywać pozycję, kto ma władzę, a kto zostaje „tym innym”. A nic tak nie łączy grupy, jak wspólny obiekt kpin.

W moich czasach śmiano się z ubrań „z bazaru”. Dziś powodem może być brak iPhone’a, zwykły plecak z marketu albo właśnie – kanapka nie taka, jak trzeba. Nieważne, że dziecko jest mądre, wesołe, kreatywne. Wystarczy drobiazg, by nagle poczuło się gorsze.

Laboratorium wstydu

Patrzę na szkołę mojego dziecka i widzę w niej coś więcej niż miejsce nauki. To prawdziwe laboratorium wstydu, w którym dzieci dzień po dniu sprawdzają granice. Kto się zawstydzi, a kto obroni. Kto przyniesie modne gadżety, a kto odważy się mieć coś innego.

I choć chciałabym wierzyć, że to tylko drobne zaczepki, wiem, że pierwszy wstyd zostaje na zawsze. Zmienia sposób, w jaki dziecko patrzy na siebie. Zamyka usta, sprawia, że boi się wyróżniać.

Co możemy zrobić jako rodzice

Nie jestem w stanie zabronić rówieśnikom śmiać się z kanapek czy butów. Ale mogę zrobić coś innego – dać dziecku poczucie, że jego wartość nie zależy od pudełka lunchowego ani metki na bluzie.

Kiedy mój syn płakał, powiedziałam mu, że ja też to przeżyłam. Opowiedziałam historię o swoich „bazarowych adidasach” i fryzurze, które były powodem żartów, a dziś są powodem dumy, bo pokazują, skąd jestem.

Uczę go, że wstyd jest jak cień – rośnie wtedy, gdy się go boimy. Ale można nauczyć się go oswajać. Bo każdy, kto przeżył swoje „laboratorium wstydu”, wychodzi z niego silniejszy – pod warunkiem że ma obok kogoś, kto mówi: „Jesteś wystarczający taki, jaki jesteś”.

Szkoła nigdy nie będzie wolna od śmiechu, przezwisk i małych upokorzeń. Ale to, co my – rodzice – możemy zrobić, to dać dzieciom narzędzia, by przetrwały ten eksperyment. By wiedziały, że wartość człowieka nie mieści się w kanapce, butach ani telefonie.

I choć syn długo nie chciał rozpakować swojego lunchboxa, wierzę, że z czasem nauczy się, że najważniejsze to nie wstydzić się samego siebie.

Reklama

Zobacz także: Codziennie robię zadania domowe za córkę. To jeszcze dziecko, musi odpoczywać

Reklama
Reklama
Reklama