Reklama

Kiedy 7-letni Antoś wyjeżdżał na swoje pierwsze kolonie, aż pękał z dumy – jego mama też. Z nowym plecakiem i latarką „na wszelki wypadek” stał podekscytowany, czekając na autokar. Ale już drugiego dnia zadzwonił zapłakany. „Mamo, przyjedź po mnie. Tęsknię”. Serce matki pęka w takim momencie.

Reklama

Odległość, bezradność, głos dziecka, które nagle z dzielnego podróżnika znów staje się małym chłopcem i szlocha do słuchawki. „Już sięgałam po kluczyki” – pisze. „Ale wtedy wydarzyło się coś, czego się nie spodziewałam”.

Wychowawcy zrobili więcej, niż musieli

Jeszcze zanim zdążyła podjąć decyzję, zadzwoniła wychowawczyni. Nie była zdziwiona ani zirytowana. Powiedziała spokojnie, że wiedzą o telefonie i już rozmawiali z jej synkiem. Że nie bagatelizują tęsknoty. Że to naturalne. Że dadzą mu czas, ale też wsparcie. I zrobili to, co dziś wydaje się niemal nierealne: poświęcili mu uwagę i serce.

Nie wiadomo jak – przecież opiekowali się dużą grupą dzieci. „Nie zapłaciliśmy więcej niż inni. To był zwykły obóz, bez luksusów” – opowiada. A jednak wychowawcy zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby chłopiec został. „Antek zmienił zdanie” – pisze Agnieszka. „A nawet zaczął się cieszyć z wyjazdu. Dzwonił jeszcze kilka razy, ale już bez łez. Opowiadał o kajakach, o bitwie na wodę i o »pani Ani, która rozumie wszystko«”.

To na koloniach działa lepiej niż psycholog

Z dnia na dzień było coraz lepiej. Wychowawcy nie naciskali, nie próbowali „zdusić” problemu, tylko byli obok — cierpliwi, wyrozumiali, obecni. Gdy inne dzieci biegały po boisku, oni znajdowali dla niego chwilę na rozmowę. Tak po prostu, po ludzku.

„Do dziś nie wiem, jak to zrobili. Jak przekonali go, żeby nie wracał. Jak sprawili, że poczuł się bezpieczny i ważny. Przecież byli tylko opiekunami na 10 dni. A jednak nie »tylko«. Dla mnie – zostali kimś więcej niż psycholog, pedagog i przyjaciel razem wzięci. Dla Antka też”.

Jeszcze tacy ludzie istnieją

W czasach, kiedy częściej mówi się o zaniedbaniach, brakach kadrowych i wypaleniu, ten list to dowód, że wciąż są ludzie, którzy po prostu chcą pomóc. Dzieci wyczuwają, kto naprawdę ich słucha. Kto dostrzega ich strach, a nie tylko próbuje realizować program obozu. „Chciałam tylko powiedzieć jedno: jesteście najlepsi” – tak swój list kończy mama Antka. Agnieszko, my też dziękujemy. I Tobie, i wychowawcom, którzy nie zapomnieli, po co tam byli.

Choć to tylko jedna historia, wiemy, że podobnych jest więcej. Jeśli macie swoje – czekamy na nie pod adresem: redakcja@mamotoja.pl. Bo świat naprawdę potrzebuje takich opowieści. I takich ludzi.

Reklama

Zobacz też: Obozy i kolonie to luksus dla nowobogackich. Wolę zabrać rodzinę na all inclusive

Reklama
Reklama
Reklama