Reklama

To miały być jego pierwsze kolonie. Tyle się naczytał o nocnych ogniskach, wspólnych zabawach i wygłupach. Trochę się stresował, wiadomo, ale bardziej się cieszył. I ja też – miałam nadzieję, że te dwa tygodnie dadzą mu niezależność, poczucie sprawczości, że wróci dumny, opalony i z nowymi przyjaźniami.

Reklama

Zadzwonił przed północą, roztrzęsiony. Głos miał drżący, ledwo sklejał zdania. Myślałam, że coś się stało – że upadł, że się zgubił, że ktoś go uderzył. Ale nie. On zadzwonił, żeby mi opowiedzieć o „chrzcie”.

– Musieliśmy pić coś ohydnego, coś jak rozcieńczony keczup z wodą po ogórkach. Powiedzieli, że jak nie wypijemy, to będzie kara. Kazali nam robić pompki w błocie, a potem wzięli nas pod prysznic i odkręcili tylko zimną wodę – mówił łamiącym się głosem.

Nie potrafiłam uwierzyć, że coś takiego się wydarzyło naprawdę. Myślałam, że może przesadza. Może źle to odebrał, może to była jakaś gra terenowa? Ale nie. Kolejne dni tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że to była przemoc, ubrana w formułę „tradycyjnej zabawy”.

„To jest nasza kolonijna tradycja”

Zadzwoniłam do opiekunki. Usłyszałam, że „to przecież standardowy rytuał przejścia”, że dzieci świetnie się bawiły i że nie powinnam przesadzać. Że nie może być tak, że dzieci nie mogą już nic zrobić, bo rodzice dzwonią z pretensjami.

– To jest nasza kolonijna tradycja, robimy to od lat – usłyszałam.

Tyle że mojego dziecka nikt o zgodę nie pytał. Nikt nie uprzedził mnie, że taka „atrakcja” się odbędzie. Nikt nie pomyślał, że dzieci mogą to odebrać jako coś zawstydzającego, upokarzającego, a nawet traumatycznego.

Zabawa kończy się tam, gdzie zaczyna się przemoc

Nie jestem przewrażliwioną matką. Wiem, że dzieci muszą czasem same sobie radzić. Ale wiem też, czym jest przemoc pod płaszczykiem zabawy. Jeśli dziecko płacze, trzęsie się i błaga, żeby zabrać je do domu, to znaczy, że granica została przekroczona.

– Mama, nie chcę tam wracać za rok. Wolałbym nawet nie jechać nigdzie – powiedział, gdy wrócił. I wiecie co? Wcale mu się nie dziwię.

Piszę ten list, żeby powiedzieć wprost: nie każda tradycja zasługuje na przetrwanie. Zabawa kończy się tam, gdzie zaczyna się strach i poczucie poniżenia. Jeśli kadra tego nie rozumie, to nie powinna pracować z dziećmi.

Podpisano – mama, która chciała dać synowi piękne wakacyjne wspomnienia, a dała mu lekcję o tym, jak łatwo usprawiedliwić przemoc.

Reklama

Zobacz też: „Musiałam pocałować panią w kolano”. Ten obrzydliwy kolonijny trend krzywdzi dzieci

Reklama
Reklama
Reklama