Reklama

„Szon patrole” – trend z TikToka i Instagrama, który przeraził rodziców

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o „Szon patrolach”, pomyślałam, że to kolejny nieśmieszny żart z internetu. Niestety szybko okazało się, że to prawdziwe zjawisko, które rozlewa się po Polsce i ma realne konsekwencje.

Reklama

Młodzi chłopcy – często jeszcze uczniowie podstawówki – zakładają kamizelki z napisem „Szon patrol” i ruszają w grupach do centrów handlowych albo spacerują po ulicach. Ich „misja” polega na wypatrywaniu dziewczyn, które w ich ocenie są ubrane zbyt wyzywająco („szon” to wulgarne i obraźliwe określenie kobiety − przyp. red.).

To nie jest niewinna zabawa. Oni robią zdjęcia i nagrywają filmiki, które później lądują na TikToku czy Instagramie. Dziewczyny, najczęściej nieświadome, że ktoś je fotografuje, stają się obiektem szyderstw i nagonki. W internecie natychmiast pojawiają się komentarze pełne wyzwisk, a anonimowi użytkownicy wyśmiewają ich wygląd i zachowanie.

Jak opisała w serwisie LinkedIn działaczka społeczna Kinga Szostko: „Szon patrole pierwotnie polegały na wakacyjnych spacerach po różnych miejscach i wyłapywaniu nastolatek ubranych i zachowujących się w wyzywający sposób – nazywanych w młodzieżowym slangu 'szonami.’ Dzieci krzywdzą inne dzieci, publikując ich konta znalezione w social mediach, opisując je w wulgarny sposób oraz głosując, które z nich jest gorszym 'szoniskiem'.”

Czy naprawdę tego chcemy dla naszych córek?

Toksyczna manosfera wciąga młodych chłopców

Im dłużej przyglądam się temu strasznemu zjawisku, tym bardziej jestem przekonana, że nie chodzi tu tylko o głupią zabawę. To fragment większej układanki – rosnącej w siłę manosfery, czyli internetowej społeczności, która podsyca mizoginię, pogardę wobec kobiet i gloryfikuje toksyczne wzorce męskości.

Dla nastolatków, którzy dopiero kształtują swoją tożsamość, takie treści są niezwykle groźne. Zamiast uczyć się szacunku do innych, chłopcy chłoną przekonanie, że mogą oceniać i piętnować dziewczyny za wygląd. A to wszystko pod płaszczykiem „śmiesznych filmików”. Problem w tym, że te filmiki dla ofiar kończą się łzami, poczuciem wstydu i często depresją.

Wyobrażam sobie, co czuje czternastolatka, która widzi setki wulgarnych komentarzy na swój temat. To nie tylko chwilowe upokorzenie – to trauma, która może zostawić ślad na całe życie.

Gdzie są rodzice i kto powinien reagować?

Najbardziej przeraża mnie pytanie: czy rodzice tych chłopców wiedzą, czym zajmują się ich dzieci? Mam wrażenie, że wielu dorosłych nie ma pojęcia, jakie treści krążą w telefonach nastolatków. TikTok, Instagram, zamknięte grupy – to dla nas często niewidzialny świat. A przecież właśnie tam rozgrywa się codzienność młodzieży.

Rodzice muszą częściej rozmawiać z dziećmi o tym, co oglądają i co publikują w sieci. To trudne, bo nie jesteśmy w stanie kontrolować każdego kroku, ale brak rozmowy to przyzwolenie. Jeśli młody chłopak wraca do domu w kamizelce z napisem Szon patrol, to ktoś powinien zapytać: skąd to masz i po co ci to?

Odpowiedzialność spoczywa też na platformach społecznościowych. TikTok, Facebook i Instagram powinny szybciej reagować na zgłoszenia, usuwać filmiki i blokować konta, które szerzą nienawiść. To jedyny sposób, by zatrzymać lawinę hejtu, zanim zrobi krzywdę kolejnym osobom.

„Szon patrole” to nie trend, który można zbyć wzruszeniem ramion. To poważny sygnał, że młodzież wchodzi w świat toksycznych ideologii, które mają niszczący wpływ na psychikę. Każde zdjęcie wrzucone do internetu, każdy komentarz pełen wyzwisk to realny cios w czyjąś samoocenę.

Mam poczucie, że musimy głośno mówić o takich zjawiskach. Nie po to, by je promować, ale by ostrzegać. Bo jeśli nie zareagujemy teraz, to za kilka lat możemy mieć do czynienia z pokoleniem wychowanym na pogardzie i poniżaniu innych.

Reklama

Zobacz też: Puściłam nastoletnią córkę na grzyby. Miała przywieźć borowiki, ale wróciła z inną pamiątką

Reklama
Reklama
Reklama