Reklama

Wszystko zaczęło się niewinnie. Najpierw były dwa smaki – truskawka-malina i pomarańcza-brzoskwinia. Potem producent wypuścił trzeci, „multiwitaminę”, i wtedy na nowo się zaczęło. Dzieciaki dosłownie oszalały. W mojej okolicy znalezienie wojanka graniczy z cudem – zdarza się, że rodzice przekazują sobie informacje, w której Żabce albo Biedronce jeszcze coś zostało, jakby chodziło o bilet na koncert gwiazdy.

Reklama

Wojanki − nowy napój, który podbił dziecięce serca

A wszystko przez Wojana – popularnego youtubera gamingowego, którego ogląda prawie każde dziecko w wieku szkolnym. Jego kanał śledzi już ponad 2,6 miliona subskrybentów, więc nic dziwnego, że produkt sygnowany jego nazwiskiem z miejsca stał się hitem.

Moje dzieci nie należą do wyjątków. Kiedy tylko dowiedziały się, że „nowy smak multiwitamina już jest”, zaczęły codziennie pytać, czy możemy „skoczyć do Żabki”. I nawet jeśli z pozoru brzmi to zabawnie, wiem, że ten trend jest szerszy, niż mogłoby się wydawać. Znajoma mama z innej części miasta mówiła mi, że u nich wojanki znikają z półek w kilka godzin. „Pani Aniu, jak pani zobaczy, to proszę kupić dwa, nawet niech poczekają w lodówce” – usłyszała ostatnio w kolejce.

Co dzieci mówią o wojankach?

Z ciekawości zapytałam kilkoro znajomych dzieci w wieku od 9 do 11 lat, co jest takiego wyjątkowego w tym napoju. Ich odpowiedzi mogłyby posłużyć za materiał badawczy o marketingu wśród najmłodszych.

  • „Bo to od Wojana! On też to pije na filmach, więc to musi być dobre” – powiedział mi Franek, lat 9.
  • „Smakuje jak multiwitamina z dzieciństwa, tylko lepiej. I ma fajną butelkę” – stwierdziła 11-letnia Julia.
  • „My z chłopakami szukaliśmy go po całym osiedlu. Jak ktoś znajdzie, to od razu dzwoni do innych” – przyznał z dumą 10-letni Kuba.

Słuchając ich, nie miałam wątpliwości, że to coś więcej niż zwykły napój. To zjawisko społeczne, w którym marketing łączy się z idolem z internetu, a dzieci wchodzą w to z pełnym zaangażowaniem. Wojan to dla nich nie tylko influencer – to symbol beztroski i zabawy, a wszystko, co ma jego logo, zyskuje status „must have”.

Dietetyczka ostrzega: „To typowy napój z ogromną ilością cukru”

Niestety, jak to często bywa, za popularnością nie zawsze idzie jakość. W rozmowie z Wirtualną Polską dietetyczka kliniczna dr Hanna Stolińska podkreśla, że wojanki to napoje o bardzo dużej zawartości cukru.

„Niestety jest to typowy napój, który zawiera bardzo duże ilości cukru. Pamiętajmy, że nasze dzieci tyją najszybciej w Europie. Problem nadwagi i otyłości jest naprawdę bardzo duży, tak samo jak innych chorób dietozależnych. Producent chwali się, że tutaj nie ma żadnych substancji konserwujących, i bardzo dobrze. Jest natomiast bardzo dużo cukru” – ostrzega ekspertka.

Wojanki nie są napojem, który gasi pragnienie – to słodki deser w płynie. A kiedy dziecko wypija go regularnie, dostarcza organizmowi ogromną dawkę cukrów prostych. Efekt? Skoki energii, a potem gwałtowny spadek, drażliwość, senność i chęć na kolejną porcję słodyczy. To błędne koło, w które bardzo łatwo wpaść.

Rozumiem fascynację moich dzieci, bo sama pamiętam, jak w moich czasach furorę robiły kolorowe oranżady czy lizaki z zabawką w środku. Ale kiedy patrzę dziś na etykiety i widzę skład – wiem, że ten trend ma swoją ciemniejszą stronę.

Co mogą zrobić rodzice?

Nie chodzi o to, żeby zakazywać. Dzieci i tak znajdą sposób, żeby spróbować wojanka u kolegi czy na urodzinach. Warto jednak nauczyć je, że to coś wyjątkowego, a nie codziennego. My w domu mamy prostą zasadę – jeśli już, to tylko przy większej okazji, np. po szkolnym przedstawieniu albo w weekend.

Zamiast wojanka na co dzień, coraz częściej robię moim dzieciom własne napoje – wodę z mrożonymi owocami, naturalny sok jabłkowy rozcieńczony wodą gazowaną, a czasem po prostu herbatkę z cytryną i miodem. Dzieci nie protestują, a ja mam spokojne sumienie.

Trendy wśród najmłodszych zmieniają się błyskawicznie. Dziś są wojanki, jutro będzie coś innego. Ale jedno się nie zmienia – to, jak bardzo dzieci potrzebują naszych rozsądnych decyzji. Chwyty marketingowe potrafią kusić, ale to my, rodzice, nadal mamy wpływ na to, co naprawdę trafia do ich bidonów.

Źródło: WP

Reklama

Zobacz też: Postaw na biurku 2 słoiki i zobacz, co się stanie. Dziecko od razu zacznie się lepiej uczyć

Reklama
Reklama
Reklama