Reklama

Weekend w obrazkach: połowa klasy leży na kanapie

W jednej z polskich szkół nauczycielka poprosiła uczniów, by narysowali, jak spędzili weekend. Dzieci miały podzielić kartkę na dwie części – sobotę i niedzielę. Po kilku minutach kolorowe rysunki zaczęły wypełniać ławki: las, spacer z psem, plac zabaw, a obok… dziesiątki kanap, telewizorów i konsol.

Kiedy nauczycielka podsumowała prace, wyszło, że prawie połowa klasy narysowała siebie leżącego z pilotem lub smartfonem w dłoni. Nie było w tym nic zmyślonego – po prostu szczera codzienność, którą dzieci oddały najwierniej, jak potrafiły.

Ten rysunek to nie tylko szkolne ćwiczenie. To symbol zmian, które zachodzą szybciej, niż zdążyliśmy je zauważyć.

Dzieci, które nie wychodzą z domu

Dziś coraz trudniej zobaczyć grupkę dzieci grających w klasy czy wspinających się na drzewa. Częściej spotykam rodziny, w których weekend oznacza „odpoczynek”, czyli leżenie, oglądanie, granie. Brzmi znajomo? Dla wielu z nas to też codzienność – tyle że ubrana w dorosłą wersję: kanapa, telefon, Netflix.

Problem w tym, że dzieci nie uczą się przez słowa, tylko przez obserwację. Jeśli widzą, że my po tygodniu pracy odpoczywamy w ciszy i bez ruchu, dla nich to staje się naturalny wzorzec. A przecież dzieciństwo kiedyś wyglądało inaczej – pełne ruchu, zabawy, spontaniczności i nudy, z której rodziła się kreatywność.

Pokolenie ekranów – to już nie trend, to rzeczywistość

Badania pokazują, że dzieci w wieku 6–10 lat spędzają dziś przed ekranem średnio ponad cztery godziny dziennie, nie licząc czasu nauki. To niemal połowa dnia aktywności. I choć technologia sama w sobie nie jest zła, to właśnie jej brak równowagi sprawia, że dzieci coraz rzadziej doświadczają świata poza ekranem.

Ekran stał się nie tylko zabawką, ale też towarzyszem, opiekunem, ucieczką. I to nie tylko ich wybór – to nasze przyzwolenie.

Bo łatwiej jest dać telefon niż zorganizować czas, łatwiej włączyć bajkę niż wysłuchać marudzenia, łatwiej pozwolić „odpocząć” niż zaproponować coś nowego.

Zatrzymać to, co jeszcze można uratować

Nie chodzi o to, by odbierać dzieciom nowoczesność. Chodzi o równowagę. O to, by wiedziały, że weekend może pachnieć lasem, brzmieć śmiechem, a nie tylko powiadomieniem z YouTube’a. Że ruch to nie kara, a oddech od codzienności. Że nudzenie się to nie porażka, a początek pomysłów.

Spróbuj w ten weekend zaproponować coś prostego: spacer bez planu, robienie zdjęć liściom, wspólne gotowanie. Cokolwiek, co oderwie od ekranów, choćby na godzinę. Dzieci nie potrzebują drogich atrakcji – potrzebują wspólnego czasu.

Rysunek, który otworzył oczy

Ten szkolny rysunek nie jest winą dzieci. Jest lustrem nas – dorosłych. Pokazuje, jak wygląda współczesne dzieciństwo i jak łatwo daliśmy się wciągnąć w cyfrową rutynę.

Ale to też dobra wiadomość. Bo jeśli zrozumiemy, że to nasze decyzje tworzą codzienność dzieci, wciąż możemy coś zmienić. Zamiast zakazywać – zaprośmy. Zamiast zabierać – zaproponujmy. Bo dzieci nie potrzebują idealnych rodziców. Potrzebują takich, którzy wstaną z kanapy i powiedzą: „chodź, zobaczmy, co jest za rogiem”.

Reklama
Reklama
Reklama