To było moje pierwsze all inclusive w życiu. Szok przeżyłam już w restauracji
Wakacje all inclusive dla wielu rodzin to spełnienie marzeń – nie trzeba gotować, zmywać, martwić się zakupami. Ale nie zawsze to, co miało być odpoczynkiem, przynosi spokój. „To nie były wakacje, to był survival” – pisze nasza czytelniczka.

All inclusive, czyli wszyscy, wszędzie, wszystko naraz
To był nasz pierwszy taki wyjazd – prawdziwe all inclusive. Mąż, ja i dwójka nastoletnich dzieci. Zasłużony odpoczynek po trudnym roku. Zależało mi na tym, by nic nie gotować, nie liczyć każdego euro i po prostu odetchnąć.
Na zdjęciach – raj. W rzeczywistości… zaskoczenie już pierwszego dnia.
Zeszliśmy na kolację i zanim w ogóle dotarliśmy do stolika, omal nie zostaliśmy starci przez panią z trzema talerzami w rękach. Za nią biegły jej dzieci, każde z talerzem z lodami.
A potem – totalny chaos. Bufet wyglądał jak walka o przetrwanie. Jedni stali w kolejce po smażoną rybę, inni przeciskali się na skróty, trącając ramieniem, łokciem, talerzem. Sztućce? Jakby ich nikt nie widział. Wystarczyło sięgnąć do pojemnika, wyjąć dwa widelce i zostawić cały bałagan innym.
Kultura osobista została na lotnisku
Moje dzieci – nastolatki – patrzyły z niedowierzaniem. Starszy syn powiedział półgłosem: „Mamo, ja chyba wolę obiad w domu”.
Nie chodziło o jedzenie. Jedzenie było w porządku. Chodziło o atmosferę. W restauracji panował hałas jak na szkolnej stołówce. Ludzie rozmawiali na głos, śmiali się, ktoś oglądał coś na telefonie bez słuchawek. Nikt się nie przejmował tym, że obok siedzą inni.
Niektóre osoby traktowały hotel jak prywatną willę. Boso, w mokrych strojach kąpielowych, wchodzili do sali jadalnej. Kiedy zwróciłam komuś uwagę, że kapie wodą przy bufecie, usłyszałam tylko: „Wakacje są, nie spinaj się, kobieto”.
Wtedy naprawdę zatęskniłam za pensjonatem nad Bałtykiem i kanapkami zrobionymi rano na plażę.
Wypoczynek? Niekoniecznie
Nie chcę brzmieć jak maruda. Wiem, że all inclusive to dla wielu sposób na oderwanie się od codzienności. Ale nie rozumiem, dlaczego to musi oznaczać brak szacunku wobec innych ludzi.
Przecież odpoczynek to nie tylko pełny brzuch i leżak przy basenie. To też atmosfera, kultura, odrobina ciszy przy porannej kawie. A tego wszystkiego mi zabrakło.
Nie wiem, czy jeszcze raz zdecyduję się na takie wakacje. Może kiedyś – ale w hotelu 18+, bez rodzin z dziećmi i „królów bufetu”, którzy myślą, że świat należy do nich.
Wiem jedno: pierwszy raz przeżyłam szok przy kolacji. I nie dlatego, że zabrakło frytek.
Zobacz także: To było moje ostatnie all inclusive w Chorwacji. Te pieniądze wolę wydać w Gołębiewskim