To zmora wszystkich polskich kurortów. Trend stary jak świat rujnuje rodzicom wakacje
Nie każdy Polak lubi wakacje w kraju. Za tłoczno, za głośno, za drogo – narzeka wielu. Ale największy ból głowy mają rodzice. Bo gdy tylko dzieci zobaczą kolorowe automaty z zabawkami, kończy się sielanka.

Każdy chciałby mieć spokojne wakacje. Trochę zabawy na piasku, domowy obiadek i spacer po deptaku. Tymczasem wielu rodziców przyznaje, że zamiast spędzać czas z dzieckiem na plaży, spędzają go przy automatach do gier i maszynach z zabawkami. Kolorowe, świecące, głośne – przyciągają dzieci jak magnes. A dla dorosłych są źródłem frustracji i niekończących się próśb o „jeszcze dwie złotówki”.
Stary trend z polskich deptaków rujnuje urlopy
„Mój syn nie chciał zejść z deptaku, dopóki nie wrzuciliśmy mu dziesiątej monety. Za każdym razem kończyło się płaczem i złością, mimo naszych zapewnień: „to naprawdę ostatnia”. Zamiast spokojnego dnia na plaży mieliśmy awanturę o plastikową kulkę” – relacjonuje nam Zuza, mama 4‑letniego Artura. Rodzina spędzała wakacje w Jastarni.
Podobne historie można usłyszeć w niemal każdym nadmorskim kurorcie. Wystarczy przejść się promenadą: co kilka metrów automaty z kapsułkami, dźwigi z pluszakami, migające gry zręcznościowe. Niektóre działają legalnie, inne na pograniczu przepisów. Wszystkie mają jeden cel – przyciągnąć uwagę najmłodszych i zarobić dla swojego właściciela.
Kolorowe automaty przyciągają dzieci jak magnes
„To mechanizm znany od lat. Maszyny są tak skonstruowane, by dawać złudzenie szansy. Dziecko ma poczucie, że 'prawie wygrało', więc chce spróbować jeszcze raz i jeszcze. To celowe działanie” – opowiada mi koleżanka, psycholożka i mama 5-letniej Gai.
Rodzice są zgodni. Problem nie tkwi w samej zabawie, ale w jej intensywności i dostępności. W czasie jednego spaceru dziecko może natknąć się na kilkanaście takich atrakcji. Co gorsza, niektóre z nich są zlokalizowane tuż obok lodziarni, wejść na plażę czy restauracji – czyli tam, gdzie i tak trzeba się zatrzymać.
„Czujesz się jak bankomat. Dajesz monety, dziecko przegrywa, płacze. Albo wrzuca kolejne i wygrywa chińską zabawkę, która rozpadnie się po godzinie. Ani to relaksujące, ani wartościowe” – dodaje Zuza.
Automaty w polskich kurortach zmorą rodziców. Co można zrobić inaczej?
Choć z problemem trudno walczyć systemowo, eksperci radzą przede wszystkim: rozmawiać i stawiać granice. Jak uniknąć automatowej pułapki?
1. Proste zasady na start
Zanim wyruszycie na spacer, ustalcie jasne zasady: „jedna moneta i koniec”. Dzięki temu kolorowe automaty nie wciągną malucha niczym czarna dziura. Wręczcie mu od razu ściśle określoną liczbę monet. Wtedy dziecko dokładnie wie, ile może wydać, a wy zachowacie kontrolę nad budżetem.
2. Wymiana żetonów na przygodę
Zamiast wrzucać kolejną monetę albo grać w cymbergaja, zaproponuj darmowe aktywności. Możecie razem grać w frisbee, zbierać muszelki, ścigać się po plaży albo rywalizować w budowaniu zamków z piasku. To często właśnie takie kreatywne zabawy zostają w pamięci na dłużej. Wystarczy tylko dobrze „zareklamować” je dziecku!
3. Rodzic dba o granice
Czasem po prostu trzeba powiedzieć „nie” – spokojnie, ale stanowczo i z uśmiechem. Dziecko może się obrazić, ale szybko znajdzie coś innego, co ucieszy je równie mocno. Twoja konsekwencja to najlepsza lekcja samokontroli zarówno dla malucha, jak i starszaka.
4. Edukacja przez rozmowę
Przy okazji wytłumacz maluchowi, jak działają automaty – dlaczego migają, wydaję dźwięki i kuszą nagrodami. Krótka pogadanka o tym, że maszyna to nie magiczna skrzynka, tylko sprytny sposób na zarabianie pieniędzy, pomoże dziecku zrozumieć, czemu warto się powstrzymać.
5. Plan B zawsze w gotowości
Ustalcie alternatywne punkty programu – może mini-piknik z przekąskami. Gdy automat zacznie przyciągać wzrok, od razu zaproponuj „plan B” i ruszajcie na kolejną przygodę!
Niektórzy rodzice wolą nie ryzykować: omijają deptaki szerokim łukiem albo rezygnują z kurortów. Bo jeden spacer może oznaczać cały dzień marudzenia i portfel bez drobniaków.
Zobacz też: