„Trzymajcie tę dzicz na podwórku!”. Nowy trend na placach zabaw budzi emocje
Na placach zabaw wybuchła cicha wojna między rodzicami. Jedni mówią: „Wreszcie dzieci mogą być dziećmi”, inni krzyczą: „Trzymajcie tę dzicz na podwórku!”.

Jeszcze kilka lat temu plac zabaw był ostoją względnego spokoju – dzieci bujały się, kręciły na karuzelach, może raz na jakiś czas ktoś się poszarpał o łopatkę. Dziś, szczególnie latem, wiele takich miejsc wygląda jak plan filmowy filmu akcji. Dzieci biegają boso, wspinają się na siatki, tarzają się w piachu, rzucają szyszkami i śmieją się jak opętane.
A obok? Dwóch dorosłych komentuje z niesmakiem. „Co to za moda? Trzymajcie tę dzicz na podwórku!”. Nowy trend – puszczanie dzieci „luzem” – ma swoich zagorzałych fanów i równie zaciekłych przeciwników.
Wolność czy bezmyślność?
W mediach społecznościowych krąży hasło: „Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko”. Wielu rodziców inspiruje się pedagogiką Marii Montessori, Jespera Juula czy nurtem leśnych przedszkoli. Stawiają na swobodę, ruch i eksplorację.
– Nie zabraniam moim dzieciom się ubrudzić, chodzić boso czy wchodzić na drzewa. To ich dzieciństwo, nie Instagram – mówi Agata, mama trójki dzieci, która regularnie spotyka się z krytyką innych rodziców.
Problem zaczyna się wtedy, gdy dzieci przekraczają granice. – Gdy widzę, że dzieci biegają z patykami i udają walki ninja, nie mam nic przeciwko. Ale jeśli rzucają piaskiem w innych, to już nie jest "wolność", tylko zwykłe chamstwo – komentuje mama dwóch przedszkolaków.
Pokolenie kontrolerów
Często słyszę, że dzisiejsi dorośli dzielą się na dwa obozy. Jedni mają w pamięci dzieciństwo na trzepaku i beztroskę, której nie chcą odbierać własnym dzieciom. Drudzy są przekonani, że kontrola to bezpieczeństwo. Problem w tym, że „kontrola” często oznacza ciągłe „nie biegaj”, „nie krzycz”, „zostaw to dziecko”.
– Staliśmy się społeczeństwem szeptanych wyrzutów. Kiedy moje dziecko wchodzi boso na zjeżdżalnię, zawsze ktoś rzuci półgłosem: „A gdzie buty?”. Tak jakby sama obecność boso była zagrożeniem dla porządku publicznego – mówi z przekąsem Kinga, mama czteroletniego Franka.
Zobacz także: „Sąsiedzi pienią się, że moja córka rysuje kredą”. Awantura o chodnik na nowym osiedlu
Plac zabaw to nie salon
Plac zabaw to nie kawiarnia ani biblioteka. To przestrzeń stworzona dla dzieci – głośna, pełna ruchu, często chaotyczna. Problem polega na tym, że coraz częściej z tej przestrzeni chcemy zrobić… coś wygodnego dla dorosłych. Miejsce, w którym dzieci siedzą na ławce i grzecznie jedzą chrupki, a rodzic może scrollować feed w telefonie.
– Oburzamy się, że dzieci są „dzikie”, ale to dorośli chcą, by były ciche, czyste i przewidywalne – zauważa psycholożka dziecięca, dr Joanna Piotrowska. – Tymczasem ruch, hałas i kreatywny bałagan są nie tylko normą, ale wręcz potrzebą rozwojową dziecka.
Granice wolności
Nie chodzi oczywiście o to, by pozwalać dzieciom robić wszystko. Są pewne zasady, które obowiązują na wspólnej przestrzeni: nie bijemy, nie zabieramy zabawek, nie ranimy innych. Ale czy można zabronić krzyku, śmiechu albo biegania? Tu zaczyna się najtrudniejsza część: znalezienie równowagi między swobodą a szacunkiem dla innych.
– Sama czasem mam dosyć tego hałasu, ale wtedy po prostu zmieniam plac zabaw albo idę na spacer – mówi Karolina, mama siedmiolatki. – Nie oczekuję, że inni dostosują swoje dzieci do mojego nastroju. To ja wybieram, gdzie chcę być.
Dzikie dzieci – szczęśliwe dzieci?
Nowa moda to tak naprawdę powrót do korzeni – do dzieciństwa bez aplikacji, z oderwanym kolanem i radosnym wrzaskiem. Dla niektórych to dowód rodzicielskiego luzu, dla innych – porzucenia odpowiedzialności.
– Jeśli „dzikość” oznacza kreatywność, ruch i emocje, to niech będzie dziko – podsumowuje jedna z mam w komentarzu na Facebooku. – Ale jeśli dziecko wrzeszczy, bo nie może dostać loda, a rodzic siedzi obok z kawą i udaje, że nie słyszy, to sorry – to nie moda, tylko lenistwo.
Na placach zabaw trwa właśnie walka dwóch wizji dzieciństwa. A gdzieś pomiędzy nimi biegają dzieci – bose, roześmiane, z ziarenkami piachu w butach i w kieszeniach. I może to właśnie one wiedzą najlepiej, co jest „normalne”.
Chcesz dołączyć do tej dyskusji? A może masz swoje doświadczenia z placu zabaw? Napisz do nas redakcja@mamotoja.pl