Twoje dziecko jest na szkolnej grupie WhatsApp? Lepiej sprawdź, czy nie gra w tę smutną grę
Sprawa wydaje się niewinna – przecież to tylko klasowa grupa, na której dzieci mają wymieniać się informacjami o lekcjach. Ale to, co naprawdę dzieje się w rozmowach na WhatsApp lub na Messangerze, może przyprawić rodzica o dreszcze.

Kiedy mój syn po raz pierwszy poprosił, żebym pozwoliła mu dołączyć do grupy klasowej na WhatsAppie, pomyślałam: „Świetnie, w końcu nie będę musiała codziennie sprawdzać Librusa”. Miało być praktycznie – ustalenia, prace domowe, zgubione piórniki, może trochę żartów. Tymczasem po kilku tygodniach zauważyłam, że dziecko chodzi rozdrażnione, wycofane.
Szkolne grupy, które miały pomagać, a zaczęły ranić
Dopiero po pewnym czasie, z pomocą innych rodziców, zrozumiałam, że coś jest nie tak. W grupie klasowej zaczęły się złośliwe komentarze, dogryzanie, ironiczne „żarty” z kolegów. Z czasem grupa, która miała łączyć, zaczęła dzielić.
Okazuje się, że coraz więcej dzieci w polskich szkołach uczestniczy w grze, o której donosi reporter Dzień Dobry TVN – Bartek Dajnowski. To najokrutniejsza zabawa, jaką widziałam wśród tak młodych uczniów.
„Wisielec” – gra, w której nikt nie chce być ofiarą
Mechanizm jest prosty, choć brzmi jak scenariusz z dystopijnego filmu. Dzieci wybierają „wisielca” – osobę, która przez cały tydzień będzie ignorowana, wyśmiewana, a czasem wręcz poniżana. Na grupie padają pytania typu: „Kogo nie lubimy w tym tygodniu?” albo „Kto dzisiaj ma być wisielcem?”.
To nie zabawa. To emocjonalny lincz. Uczniowie z klas 1–3 często nie zdają sobie sprawy, jak bardzo mogą kogoś zranić. A jednak potrafią – w zaledwie kilka minut – zamienić życie rówieśnika w codzienny koszmar.
Dzieci, które trafiają w rolę „wisielca”, często boją się powiedzieć rodzicom. Wstydzą się, że stały się ofiarą. Myślą, że może naprawdę zasłużyły. Tego typu mechanizmy przypominają klasyczny mobbing – tyle że przeniesiony do świata szkolnego, gdzie hejt nie kończy się wraz z dzwonkiem na przerwę.
Reporter Dajnowski pokazał w swoim materiale screeny z rozmów. Widać tam dzieci, które bez cienia refleksji decydują o tym, kogo „nie lubią” i komu dziś „dokuczą dla zabawy”. Przerażające w tym wszystkim jest to, że wielu rodziców nie ma pojęcia, że takie rozmowy w ogóle się toczą.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby Instagram i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Szkolne grupy na WhatsApp: jak rozpoznać, że coś jest nie tak
Z mojego doświadczenia wynika, że pierwszym sygnałem jest zmiana nastroju dziecka. Ciche, zamyślone, nagle nie chce iść do szkoły, kasuje wiadomości lub nerwowo chowa telefon. Wtedy trzeba działać – nie krzyczeć, nie zakazywać, tylko spokojnie porozmawiać. Zapytać: „Czy ktoś cię zranił?”, „Czy coś się dzieje na grupie?”.
Niektóre szkoły zaczynają już reagować. Nauczyciele proszą, by grupy klasowe były moderowane przez rodziców lub wychowawców. Warto o to zawalczyć – zwłaszcza w młodszych klasach, gdzie dzieci dopiero uczą się granic. To nie kontrola, to troska. Bo każde dziecko ma prawo czuć się bezpieczne – także w internecie.
Psychologowie alarmują, że dla dziecka w wieku 7–9 lat słowa potrafią być równie bolesne jak fizyczny atak. W sieci nie ma dorosłego, który natychmiast zareaguje, a każde wyzwisko zostaje zapisane – i wraca. Takie rany trudno zagoić, a wstyd sprawia, że maluchy milczą.
Co może zrobić rodzic
Nie chodzi o to, by odebrać dziecku telefon i odciąć je od świata (choć warto się zastanowić, czy dzieci z klas 1-3 naprawdę potrzebują telefonów, a tym bardziej mediów społecznościowych). Chodzi o rozmowę i obecność. Warto wspólnie ustalić zasady: żadnych obraźliwych słów, żadnego wyśmiewania, żadnego udostępniania prywatnych zdjęć. I najważniejsze – jeśli widzisz, że komuś dzieje się krzywda, nie bądź obojętny.
Rodzice, którzy interesują się tym, co dzieje się w sieci ich dzieci, są w stanie zapobiec wielu tragediom. Warto regularnie pytać, co nowego w klasowej grupie, kto ma urodziny, co śmiesznego się wydarzyło. Takie rozmowy otwierają i pokazują dziecku, że dorosły nie jest wrogiem, lecz sojusznikiem.
Szkoła i rodzina powinny współpracować – bo „wisielec” to nie tylko gra. To sygnał, że wśród dzieci pojawiła się agresja, brak empatii i potrzeba bycia „lepszym kosztem innych”. A na to nie możemy pozwolić.
Jako rodzice często zakładamy, że świat online naszych dzieci to bezpieczna przestrzeń – bo to tylko „klasowa grupka”. Tymczasem tam właśnie mogą dziać się rzeczy, o których wolelibyśmy nie wiedzieć. Dlatego warto sprawdzić, z kim rozmawia nasze dziecko i czy nie uczestniczy w „zabawach”, które łamią serce bardziej niż jakakolwiek szkolna kłótnia.
Zobacz też: Tak wychowasz silne psychicznie dziecko. Powtarzaj mu te 7 zdań