W Polsce trwa szał na tę nową maskotkę. Jest lepsza od Labubu, ale 1 szczegół przeraża
Dzieci oszalały na jej punkcie, rodzice masowo wykupują pudełka, a TikTok zalewają filmiki z odpakowywaniem. Nowa lalka Nommi zawładnęła polskim rynkiem, choć jeden jej detal budzi niepokój nawet u dorosłych.

Wydawało mi się, że po szałach na Squishmallowsy i Labubu nic mnie już nie zaskoczy. Aż do momentu, gdy usłyszałam od mojej kuzynki, że „wszystkie koleżanki mają Nommi, a ja jeszcze nie”. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, o czym mówi. Wydawało mi się, że znam rynek zabawek, bo od lat śledzę nowinki – zawodowo i prywatnie.
Ale Nommi? To słowo nic mi nie mówiło. Do czasu. Teraz wiem, że to coś więcej niż zabawka – to nowy popkulturowy fenomen, który wciąga dzieciaki i wywołuje dyskusje wśród rodziców.
Czym są Nommi i dlaczego dzieci je kochają?
Nommi to kolekcjonerskie lalki sprzedawane w tzw. blind boxach, czyli zamkniętych pudełkach-niespodziankach. Nie wiadomo, jaka lalka znajduje się w środku, dopóki jej nie odpakujemy. To trochę jak Kinder niespodzianka, ale w wersji lalkowej i bardziej uzależniającej.
Każda Nommi ma swój styl, fryzurę, ubranka i osobowość. Są urocze, pastelowe, niektóre lekko „creepy cute”, ale właśnie to sprawia, że dzieciaki je uwielbiają. Trochę jak z Labubu – niby dziwne, niby straszne, ale jednak bardzo przyciągające.
Lalki szybko zyskały status przedmiotu pożądania. Filmiki z rozpakowywaniem Nommi mają po kilka milionów wyświetleń. Dzieciaki kolekcjonują je, wymieniają się i szukają „tych najrzadszych”.
Niektóre wersje są dostępne tylko w limitowanych edycjach, co jeszcze bardziej podkręca emocje. Jako mama i dziennikarka widzę, jak mocno ten trend działa – i to nie tylko na najmłodszych. Dorośli także zaczęli je zbierać, traktując Nommi jak współczesne figurki kolekcjonerskie.
Ten szczegół przyprawia o dreszcze
Mimo całego uroku Nommi jest jedna rzecz, która wywołuje we mnie niepokój. Chodzi o oczy. W pierwszej chwili myślałam, że przesadzam – przecież wiele lalek ma nietypowe spojrzenia. Ale te… ruszają się. I to nie w uroczy sposób.
Oczy Nommi są lekko wypukłe, szkliste i można nimi kręcić. W niektórych modelach gałki oczne poruszają się pod wpływem ruchu – trochę jak w horrorach z lat 80. Kiedy lalka leży bokiem, jej źrenice mimowolnie „wędrują” w kierunku patrzącego (lub można je tak ustawić).
Widziałam filmik, na którym dziewczynka zostawiła Nommi na półce, a lalka... wyglądała, jakby jej się przyglądała. Gęsia skórka murowana.
W komentarzach pod filmami można przeczytać wypowiedzi rodziców, którzy po zmroku przykrywają laleczki chustką lub chowają je do szuflady. Niektórzy żartują, że Nommi „zrobiły im jumpscare” podczas nocnego spaceru do toalety. Sama nie jestem szczególnie lękliwa, ale ten jeden detal – ruchome oczy – sprawia, że podchodzę do tematu z dystansem. I nie jestem jedyna.
Lepsze niż Labubu?
Trudno uniknąć porównań Nommi z Labubu, czyli lalką, która również wzbudziła kontrowersje. Tamten stworek wyglądał jak połączenie gremlina z duszkiem z kreskówki, ale jego uroda też była... dyskusyjna.
W przypadku Nommi mamy do czynienia z bardziej „estetycznym” podejściem – pastelowe kolory, śliczne buźki, modne ubranka. Ale to właśnie kontrast między wyglądem a niepokojącym szczegółem – oczami – sprawia, że Nommi zostaje w pamięci na dłużej. I o to przecież chodzi w marketingu.
Nie zdziwiłabym się, gdyby wkrótce powstał serial animowany z Nommi w roli głównej albo gra mobilna. Marka ma wszystko, czego potrzeba, żeby stać się globalnym sukcesem: charakterystyczny styl, efekt losowości i nutkę kontrowersji. W czasach, gdy dzieciaki szybko się nudzą, Nommi zaskakuje, bawi i... odrobinę straszy. A to najwyraźniej działa jak magnes.
Jeśli jeszcze nie słyszeliście o lalce Nommi – przygotujcie się, bo wasze dzieci (lub ich znajomi) niedługo przyniosą ją do domu. Będziecie ją głaskać, podziwiać, a potem… najpewniej odwracać jej wzrok przed snem.
Zobacz też: