W tym roku robię „suche święta”. Ten nowy trend powinien zagościć w każdym domu
Trend „suchych świąt” wyrasta z potrzeby odpoczynku od natarczywych zwyczajów, w których kieliszek do kolacji staje się ważniejszy niż rozmowa. Nie chcę przekazywać dzieciom takich wzorców.

Coraz więcej rodzin deklaruje, że tegoroczne święta spędzi bez kropli alkoholu. W sieci pojawia się coraz więcej historii ludzi, którzy spróbowali i nie wyobrażają sobie powrotu do dawnych scenariuszy. Czy to chwilowa moda, czy realna zmiana, która może odmienić święta w polskich domach?
„Symboliczny kieliszek”? Coraz więcej osób mówi: nie, dziękuję
W wielu domach nadal pokutuje przekonanie, że święta bez alkoholu są „niepełne”. Że trzeba wznieść toast, „bo tak wypada”. Tymczasem coraz więcej osób przyznaje, że zamiast odprężać, presja picia potrafi zepsuć atmosferę. Zmęczenie, spięcia, niefortunne komentarze, rodzinne kłótnie – to wszystko często zaczyna się od niewinnego „tylko łyczka”.
Właśnie dlatego „suche święta” stają się tak wyzwalające. To opcja, która pozwala skupić się na tym, co naprawdę świąteczne: bliskości, rozmowie i spokojnej, przewidywalnej atmosferze bez ryzyka, że wieczór wymknie się spod kontroli.
Rodziny chcą innych świąt. Dzieci – jeszcze bardziej
Rodzice coraz głośniej mówią o tym, że chcą dawać dzieciom dobry przykład. Nie chcą, by najmłodsi kojarzyli święta z dorosłymi „po kilku głębszych”, z nerwowością albo z tym, że ktoś „zasnął” na kanapie szybciej, niż zdążył rozpakować prezenty.
„Suche święta” to nie zakaz, a świadomy wybór. Sygnalizowanie dziecku: „Jesteś dla mnie ważniejszy niż kolejny toast”. To tworzenie wspomnień, które nie znikają następnego dnia wraz z bólem głowy.
Święta bez alkoholu to mniej stresu i… większa autentyczność
Wiele osób przyznaje, że największą ulgą jest brak napięcia związanego z piciem innych. Nie trzeba kontrolować, czy ktoś nie przesadza, kto wróci samochodem. Świąteczny stół staje się miejscem rozmów, a nie testem wytrzymałości.
„Suche święta” sprzyjają też większej uważności. Gdy nic nie rozprasza, łatwiej naprawdę usłyszeć bliskich. Wiele osób podkreśla, że pierwszy raz od lat poczuło, że święta były „naprawdę rodzinne”.
Trend, który może zostać z nami na długo
Choć ruch „dry Christmas” narodził się w mediach społecznościowych, szybko przeniósł się do realnego życia. Ludzie chętnie dzielą się wrażeniami: że atmosfera była spokojniejsza, śmiech – bardziej szczery, a rozmowy – dłuższe i głębsze niż zwykle. Niektórzy deklarują, że zamieniają jednorazowy eksperyment na nową rodziną tradycję.
„Suche święta” nie są moralizowaniem. To propozycja zmiany perspektywy. Pokazanie, że świętować można pięknie – i że wcale nie potrzeba do tego alkoholu. A może właśnie jego brak sprawia, że te grudniowe dni smakują lepiej, szczerzej, prawdziwiej?