Reklama

„Urlop w Polsce? Wcale nie muszę mieć grubego portfela” – pisze do nas Ola, mama 5-letniego Tymka. Jak sama przyznaje, napisała do nas, żeby podzielić się tym, czego nauczyła się dopiero podczas tegorocznych wakacji. Bardzo stresowała się tym wyjazdem, bo koleżanki ciągle narzekały na „paragony grozy”. Dziś Ola pokazuje, że nie trzeba wydawać fortuny na lody, gofry czy atrakcje, żeby dziecko było szczęśliwe. Wystarczy odrobina rozsądku.

Reklama

Na wakacjach bez szaleństw, ale z radością

„Mieliśmy skromny budżet na wakacje i postanowiłam nie szaleć z wydatkami” – pisze mama Tymka. Przyznała, że o finansach zaczęła myśleć dużo wcześniej, jeszcze przed wyjazdem. Nie było zakupów na ostatnią chwilę, wszystko zamówiła z wyprzedzeniem przez internet. „Tam zawsze jest taniej” – komentuje. A jak spędzali wolny czas we Władysławowie? Recepta jest prosta.

„Zamiast kupować pamiątki i jeździć na płatne atrakcje, spędzaliśmy czas na plaży, robiliśmy pikniki, bawiliśmy się tym, co mieliśmy pod ręką. To my byliśmy atrakcją”. Jaki koszt? Rodzice, zamiast wydawać na rozrywkę, po prostu nią zostali – bawili się, kopali doły i robili wyścigi.

Ola zauważa, że takie rozsądne podejście do wydatków sprawiło, że nie było stresu ani poczucia, że na urlopie zostawili górę pieniędzy.

Lody ze sklepu też smakują dobrze

Nad morze przyjechali razem z rodzeństwem ciotecznym i ich czwórką dzieci. „Na początku wszyscy się ze mnie śmiali, że nie kupuję Tymkowi lodów z tych budek, które kosztują majątek” – wspomina Ola. Jednak nie dała się przekonać i konsekwentnie realizowała swój plan. „Ja po prostu kupowałam mu lody ze sklepu spożywczego, te za kilka złotych. I wiesz co? Był zachwycony. Dla niego smak był dokładnie taki sam jak tych droższych”.

Ola podkreśla, że dzieci często nie potrzebują żadnych luksusów. To rodzice nakładają na siebie presje, żeby wszystko podawać na złotej tacy. Następnego dnia kuzyni Tymka zajadali wypasione rożki za mniej niż 5 zł i świetnie się bawili.

„Dla synka zamawiałam zwykłego gofra z cukrem zamiast z bitą śmietaną i nutellą – i to mu wystarcza. Dla dziecka nie liczy się, ile wydałam na przekąski” – podsumowuje kobieta.

Uśmiech za 2 zł, czyli jak nie pójść z torbami przy dzieciach

„Pod koniec dnia Tymek wylosował piłeczkę z automatu za kilka złotych – i to wystarczyło, żeby się uśmiechał przez resztę wieczoru”. Następnego dnia jedną monetę przeznaczyli na przejażdżkę plastikowym helikopterem. „Jeśli będziecie tak myśleć, w końcu zrozumiecie, że szczęście waszych dzieci nie zależy od tego, ile wydacie pieniędzy” – podsumowuje Ola.

„Gofr z cukrem, lody z zamrażarki i ta jedna piłeczka kosztowały nas w sumie mniej niż 18 zł. A Tymek był najszczęśliwszym dzieckiem na świecie”.

Trudno nie zgodzić się z takim podejściem. Z opowieści koleżanek wiem, że nawet jeśli wydasz kilka tysięcy za nocleg, wyjazd z dziećmi szybko może zamienić się w dramat. Po co więc zostawiać fortunę, skoro można zrobić tak jak Ola? Zgadzacie się z nią? Dajcie znać na adres: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz też: Siedem dni, czterdzieści awantur i pięć ataków histerii. To były wakacje życia

Reklama
Reklama
Reklama