Reklama

Zmiany w lekturach od 2026 roku – co planuje MEN?

Kiedy usłyszałam, że od 1 września 2026 roku w szkołach podstawowych wejdą w życie znaczące zmiany w spisie lektur, pierwsza myśl była taka: wreszcie ktoś zauważył, że dotychczasowy system się nie sprawdza. Wskaźniki czytelnictwa są dramatycznie niskie, a uczniowie zmagają się z brakiem motywacji i problemami w planowaniu lektury dłuższych tekstów.

Reklama

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewnia jednak, że nie zamierza drastycznie okroić kanonu. Zamiast tego, pojawić ma się nowe podejście – rozwijanie tzw. praktyk lekturowych.

Brzmi to poważnie, ale w praktyce chodzi o coś bardzo prostego: planowanie, rozmowę o książce i dzielenie się wrażeniami. Resort zapowiada, że nad nową podstawą programową pracuje około 200 osób – nauczycieli, edukatorów i przedstawicieli środowisk akademickich. Tak szeroki zespół daje nadzieję, że zmiany będą nie tylko formalnością, ale faktycznie realnym wsparciem dla młodych czytelników.

Lektury szkolne: Biblia i klasyka w nowej odsłonie

Wiele emocji wzbudzają informacje o nowej liście lektur, ale gdy się w nią wczytać − trudno znaleźć na niej coś kontrowersyjnego. Obowiązkowe dla uczniów będą m.in.:

  • fragmenty Biblii − klasach IV–VI dzieci będą poznawać opis stworzenia świata oraz przypowieści o miłosiernym Samarytaninie i o synu marnotrawnym;
  • mity greckie – o Syzyfie, Dedalu i Ikarze czy Demeter i Korze;
  • baśnie i legendy ważne dla kultury światowej i regionalnej.

Z jednej strony to powrót do fundamentów, z drugiej – pytanie, czy dzieci będą w stanie zrozumieć te teksty i odnieść je do swojego życia. Sama pamiętam, jak trudne bywały dla mnie archaiczne zwroty czy symboliczne opowieści, ale z drugiej strony wiem, że kiedy były dobrze omówione, zostawały w pamięci na lata.

Starsze klasy podstawówki dostaną już literacki kaliber cięższy, w tym:

  • „Treny” Jana Kochanowskiego;
  • wybrane bajki Ignacego Krasickiego;
  • „Dziady” cz. II;
  • fragmenty „Pana Tadeusza”.

Koniec podstawówki to właśnie ten moment, w którym szkoła zawsze stawała się polem bitwy między uczniem a obowiązkową lekturą. Ministerstwo chce jednak przerwać ten zaklęty krąg – nie tylko listą lektur, ale i metodą pracy z nimi. Uczniowie mają czytać 20 książek rocznie – część z listy, część do wyboru. To nowość, która może naprawdę odmienić podejście młodych do literatury.

Czy uczniowie pokochają książki?

Zastanawiam się, czy ta zmiana faktycznie sprawi, że dzieci zaczną czytać z przyjemnością, a nie z przymusu. Z jednej strony 20 książek rocznie brzmi jak wyzwanie, szczególnie w czasach, kiedy konkurencją dla literatury są gry komputerowe, media społecznościowe i seriale. Z drugiej – możliwość wyboru, sięgnięcia po coś spoza listy, daje uczniom poczucie sprawczości. A to może być klucz do sukcesu.

Pamiętam siebie w szkole – obowiązkowe „lektury z gwiazdką” często odkładałam na ostatnią chwilę, czytałam streszczenia, bo nie czułam w nich życia. Ale te książki, które mogłam wybrać sama, wciągały mnie bez reszty.

Wydaje mi się, że właśnie o to chodzi w nowym pomyśle MEN: nie tylko o „zaliczenie” lektury, ale o wytworzenie nawyku czytania. Bo jeśli młody człowiek nauczy się planować, rozmawiać o książkach i dzielić się swoimi refleksjami, to będzie czytał nie tylko z obowiązku, ale też dla przyjemności.


Nowy spis lektur i zmiany w podstawie programowej zapowiadają się ambitnie i odważnie. Obowiązkowa Biblia, klasyka polska, mity i baśnie – to wszystko znajdzie się w programie, ale tym razem w towarzystwie zupełnie nowego podejścia. Kluczowe pytanie brzmi jednak inaczej: czy szkoła rzeczywiście nauczy dzieci czytać nie z musu, ale z ciekawością? Jeśli tak, może się okazać, że w 2026 roku zaczniemy pisać zupełnie nowy rozdział w historii edukacji.


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz też: Noszę za 10-letnim synem plecak i nic wam do tego. Jeszcze się w życiu nadźwiga

Reklama
Reklama
Reklama