Wydałam na wyprawkę prawie 600 zł. Popłakałam się, jak przeczytałam wiadomość ze szkoły
Pani Agnieszka napisała do nas z płaczem – dosłownie. Wszystko przez jeden szkolny mail i… 600 złotych. „Czułam się jak frajerka” – pisze mama czwartoklasisty, która – jak co roku – chciała być przygotowana na wrzesień. Tym razem jednak szkoła miała inne plany.

Matka-organizatorka i jej coroczna misja: wyprawka
Co roku robię to samo. Jeszcze zanim zacznie się sierpień, wyciągam listę zakupów, planuję, sprawdzam ceny, poluję na promocje. Lubię mieć wszystko wcześniej, nie biegać na ostatnią chwilę z językiem na brodzie. A że mój syn idzie teraz do czwartej klasy, wiedziałam, że będzie trochę inaczej – więcej przedmiotów, więcej zeszytów, więcej wszystkiego.
No więc zrobiłam wszystko, jak trzeba. Wyprawka przygotowana z rozmachem: piórniki, flamastry, długopisy zmazywalne i niezmazywalne, teczki, cyrkiel, linijki, zestaw bloków – techniczny, rysunkowy, kolorowy. Do tego zeszyty – w kratkę, w linie, gładkie, 60-kartkowe, 32-kartkowe. Plecak oczywiście nowy, bo „ten z trzeciej klasy jest już dziecinny”. Rachunek: prawie 600 zł.
I wtedy przyszła wiadomość z sekretariatu, kierowana do rodziców dzieci, które rozpoczynają czwartą klasę.
„Prosimy wstrzymać się z zakupami”
Otworzyłam maila na spokojnie, sącząc kawę. I zamarłam.
„Drodzy Państwo, jako że to czwarta klasa i każdy nauczyciel ma swoje wymagania co do zeszytów i przyborów, prosimy, aby wstrzymać się z zakupami wyprawki do pierwszego tygodnia września”.
Poczułam, jak narasta we mnie fala gorąca. Spojrzałam na kartony z zakupami, które jeszcze dzień wcześniej sortowałam z dumą i satysfakcją. I… popłakałam się. Serio. Nie jakoś dramatycznie, raczej tak, że łzy same zaczęły mi lecieć po policzkach. Ze zmęczenia, frustracji, poczucia bezsensu.
Bo ja naprawdę nie jestem jakąś przewrażliwioną matką. Po prostu chciałam dobrze. Chciałam ogarnąć temat wcześniej, bo we wrześniu mam powrót do pracy, młodsze dziecko w przedszkolu, a starsze w klasie, która ponoć będzie szokiem organizacyjnym. A teraz wszystko trzeba będzie wymieniać, oddawać, kombinować od nowa.
Czasem można się poczuć jak frajerka
Nie chodzi tylko o pieniądze. Choć 600 zł to dla mnie dużo. Ale o to uczucie, że znowu coś zrobiłam za wcześnie, niepotrzebnie, że z całym tym moim planowaniem wyszłam na osobę, która „nie słucha, co szkoła mówi”. Tyle że szkoła odezwała się dopiero 24 lipca. A ja wszystko miałam kupione już tydzień wcześniej.
Dlatego, jeśli ktoś ze szkół to czyta – mam jedną prośbę: piszcie wcześniej. Wystarczy kilka zdań w czerwcu: „Prosimy nie kupować wyprawki, informacje będą we wrześniu”. To naprawdę zaoszczędzi ludziom nerwów. I pieniędzy. I łez.
W tym roku zostawię już te kartony, jak są. Syn pójdzie we wrześniu z tym, co mamy. Najwyżej nauczycielka będzie miała problem, że zeszyt ma 60 kartek, a nie 96. Bo ja już nie mam siły.
Czytaj też: Bezczelny SMS od matki w środku wakacji. Nauczycielka: „Wyć mi się chce na myśl o wrześniu”