Wydaliśmy fortunę na wakacje nad Bałtykiem. Dzieci jęczały z nudów – tak wygląda luksus po polsku
Miał być gwar, parawany po horyzont i zapach gofrów z cukrem pudrem na całej promenadzie. A wyszło jak zwykle. Puste plaże, zimny wiatr, dzieci w kapturach i mewy, które śmieją się w głos – bo tylko one bawią się tu naprawdę dobrze.

Zapłaciliśmy jak za tydzień w Hiszpanii. A trafiliśmy – jak co roku – nad Bałtyk, bo synek źle znosi długie podróże. A tam: deszcz, chłód, wiatr i dzieci, które co chwilę mówią, że im się nudzi. I że nie mają się z kim bawić.
Wystarczyły dwa dni, żeby przeszła mi ochota na wakacje. Zresztą – trudno mówić o wakacjach, kiedy zamiast opalać się na plaży, siedzisz pod kocem i pijesz rozgrzewającą herbatę.
Wakacje nad Bałtykiem i pogodowe bingo
Prognozy? Liczyłam na tropiki, a dostałam lato z 1995 roku, o którym opowiadali mi rodzice. Dwa dni deszczu, jeden dzień mżawki i chwila słońca – akurat wtedy, gdy jesteś w Biedronce po kolejne kabanosy.
Na termometrze 18 stopni, ale przez wiatr czujesz trzynaście. Więc zamiast piasku – łóżko w kwaterze. Zamiast leżaka – rowery. Zamiast relaksu – jęki dzieci. Bo dziecko bez towarzystwa to dramat.
– Mamo, a są tu jakieś dzieci?
– Nie wiem, może będą na plaży?
Ale plaże, gdy kropi, świecą pustkami. Nie pomaga nic. Ani zgadywanki, ani książki, ani gry. Bo co z tego, że masz cały zestaw planszówek, skoro twoje dzieci chcą po prostu towarzystwa innych kilkulatków.
Na placu zabaw też pusto. Na plaży – same starsze pary. A z tymi, którzy mają dzieci, nie da się umówić, bo każdy siedzi zamknięty w swoim apartamencie, czekając na cud pogodowy.
Luksus, którego nie da się zaplanować
Zamówiliśmy „luksusowy apartament z aneksem, balkonem, widokiem na morze” (czytaj: dach baru z goframi). Ale luksusem nie są śliczne płytki w łazience. Luksusem jest ciepły wieczór, dziecięcy śmiech i dzień bez „nudzi mi się” co pięć minut.
A tu? Każdy dzień to survival. Śniadanie, lody, park linowy, dmuchańce, spacery – a i tak po południu słychać tylko: „Tu nic się nie dzieje”.
Myślę, że nie chodzi o pogodę. Ani o dzieci. Chodzi o nasze oczekiwania. Bo płacimy tysiące i chcemy czegoś wielkiego. Nakręcamy dzieci już przed wyjazdem. Chcemy wspomnień, radości, zachwytu. A dostajemy piasek w kieszeniach, rozmazane zdjęcie z zachodu słońca i zdanie, które słyszę codziennie:
„Mamo, zróbmy coś fajnego”.
A Wy – lubicie wakacje nad Bałtykiem? A może macie swoje anegdotki? Piszcie do mnie na: redakcja@mamotoja.pl.
Zobacz też: Wychowujemy pokolenie nieboraków. Żenujące zachowanie matki w knajpie mną wstrząsnęło