Reklama

Nie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Nie miałam przyspieszonego tętna ani wielkich westchnień. Za to czułam coś innego – ulgę. On był starszy, spokojny, dobrze zarabiał, miał jasny plan na przyszłość. Mówił, że szuka kogoś, z kim będzie mógł zbudować dom.

Reklama

A ja – bardzo chciałam przestać martwić się o rachunki. Byłam zmęczona wynajmowaniem mieszkań, samodzielnym dźwiganiem wszystkiego i ciągłym martwieniem się, czy starczy do pierwszego. Więc powiedziałam „tak”. Nie z miłości, ale z rozsądku. I długo wmawiałam sobie, że to wystarczy.

Pamiętam dokładnie ten moment, gdy pomyślałam: „To już. Teraz będę mieć spokojne życie”. Bez telefonów z banku, bez stresu o czynsz. Wspólne wakacje, dom z ogródkiem, może dziecko – w idealnym świecie. I przez chwilę naprawdę czułam się jak w reklamie ubezpieczeń: wszystko przewidywalne, bezpieczne, wypłacalne. Życie all inclusive.

Dobre życie wcale nie jest proste

Z czasem zauważyłam, że moje potrzeby schodzą na dalszy plan. Najpierw z wygody – bo on płacił. Potem z przyzwyczajenia. Z czasem – z poczucia winy. Bo przecież nie mogę wymagać zbyt wiele. Nie mogę mieć pretensji, że nie ma namiętności, że nie rozmawiamy, że wieczory mijają na scrollowaniu telefonów. Przecież mam wszystko, prawda?

Prawda jest taka, że byłam samotna. Z pozoru miałam idealne życie. Ludzie mówili: „Ale ci się udało! Taki facet to skarb!”. A ja płakałam pod prysznicem, bo nie pamiętałam, kiedy ostatnio ktoś przytulił mnie z czułością. Nie z przyzwyczajenia. Nie z obowiązku. Z czułością. I wtedy dotarło do mnie, że to nie pieniądze trzymają mnie w tym związku. Tylko strach, że bez nich sobie nie poradzę.

A potem przyszło dziecko

Kiedy pojawiło się dziecko, już niczego nie dało się zagłuszyć. Moje zmęczenie, jego emocjonalny chłód, nasze ciche wieczory. Wszyscy mówili: „Dziecko was połączy”. A mnie tylko bardziej uświadomiło, że jestem sama. I że nie chcę, żeby moje dziecko dorastało, widząc taką relację.

Nie. Bo nie udaję, że to była pomyłka. To był wybór. Kobiety czasem wybierają bezpieczeństwo, bo przez lata uczono nas, że to największa wartość. Ale dziś wiem jedno: żadna stabilizacja nie może być budowana na rezygnacji z siebie. Życie all inclusive tylko wtedy ma sens, gdy ty jesteś w jego centrum. A nie tylko dodatkiem do męskiego sukcesu.

Reklama

Zobacz także: Nie będę opiekować się rodzicami. Czy naprawdę zawsze jesteśmy im to winni?

Reklama
Reklama
Reklama