Zabieg za 200 zł obowiązkowy przed szkołą. Dziewczynki już ustawiają się w kolejkach
Przed rozpoczęciem roku szkolnego niektóre dzieci robią listę obowiązkowych przygotowań, która może zaskoczyć niejednego rodzica. Coraz częściej słyszę o wydatku rzędu 200 zł, bez którego podobno nie wypada pokazać się w klasie.

Coraz młodsze dziewczynki marzą o perfekcyjnie zrobionych paznokciach, jeszcze zanim przekroczą próg szkolnej klasy. Na grupach dla mam i w rozmowach ze znajomymi coraz częściej słyszę, że manikiur staje się dla wielu uczennic wręcz obowiązkowym rytuałem przed pierwszym dzwonkiem.
Moda, która schodzi do podstawówki
Jeszcze kilka lat temu manikiur przed rozpoczęciem roku szkolnego kojarzył mi się raczej z licealistkami, które chciały dobrze wyglądać na pierwszych zdjęciach do legitymacji czy podczas spotkań z nową klasą. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Już dziewczynki w podstawówce namawiają rodziców, żeby zapisać je na profesjonalny zabieg za nawet około 150-200 zł.
Na forach i grupach parentingowych aż huczy od historii mam, które przyznają, że córki w wieku 10-12 lat same proszą o hybrydę albo przedłużanie paznokci. Niektóre mamy piszą, że pół biedy, jeśli chodzi o zwykłą pielęgnację – odżywkę, delikatne piłowanie czy nawilżenie skórek. Ale coraz częściej padają prośby o tipsy, przedłużanie i kolorowe zdobienia. Sama miałam okazję usłyszeć, jak koleżanka opowiadała, że jej córka wybrała neonowe paznokcie „na rozpoczęcie roku”.
Presja rówieśnicza i zgoda rodziców
Rozumiem, że nastolatki chcą wyglądać modnie, ale problem zaczyna się wtedy, gdy presja rówieśnicza schodzi do coraz młodszych roczników. Wiele dziewczynek ogląda TikToka i Instagram, gdzie paznokcie są ważnym elementem wizerunku. Kiedy jedna koleżanka pokaże się w klasie z hybrydą, reszta też zaczyna marzyć o podobnym efekcie.
Rodzice często stają w trudnej sytuacji – z jednej strony chcą sprawić przyjemność dziecku, z drugiej obawiają się, że powiedzą „nie”, a córka poczuje się gorsza od rówieśniczek. Sama słyszałam historie mam, które uległy, bo „to tylko paznokcie” albo „przecież to nic groźnego”. Jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę, że przedłużanie i hybryda u tak młodych dziewczynek mogą prowadzić do osłabienia płytki paznokciowej, uczuleń i nałogu, od którego później trudno się uwolnić.
Kiedy granica jest przekroczona
O ile rozumiem licealistki, które chcą rozpocząć rok szkolny z zadbanymi dłońmi, o tyle u dziewczynek z podstawówki ta moda wydaje mi się przesadzona. Zadbane paznokcie nie muszą oznaczać od razu hybrydy czy szpiczastych tipsów. Można zaproponować zwykły manikiur pielęgnacyjny, nauczyć córkę dbania o dłonie w domu, a nawet zrobić wspólny „domowy salon piękności” przy użyciu odżywek i neutralnych lakierów.
Obawiam się jednak, że jeśli trend będzie się rozwijał w takim tempie, niedługo „obowiązkowy” stanie się nie tylko manikiur, ale też fryzjer czy zabieg kosmetyczny za kilkaset złotych, jeszcze zanim dziecko przekroczy próg szkoły. To pytanie o granicę – czy rzeczywiście dziesięciolatka powinna wyglądać jak dorosła kobieta?
Zobacz też: Matka nie wierzy, co jej córka robi z twarzą. „Uległa trendowi 'Sephora kids' tak jak koleżanki”